niedziela, 29 marca 2015

One Shot ~ Jools

Pewnego wiosennego dnia, pewna rodzina - Lynch - jechała na wycieczkę.
15-letni Ross, przeżywał wtedy "okres buntowniczy"
-Hej, młody co robisz? - spytał 18-letni Riker.
-Nic. - odparł nawet na niego nie patrząc.
-Aha, czyli lampisz się na konsole bez powodu?
-Nom.
-Stary, co się z Tobą dzieje? Dziewczyna cie rzuciła? - pytanie zadał tym razem 16-letni Rocky.
-Ja nie mam dziewczyny, okey?! - warknął młody blondyn.
-Chłopcy zostawcie go w spokoju. - powiedziała spokojnie ich mama Stormie.
Ross mruknął pod nosem :"No nareszcie", poczym znów zatracił się w grze.
Parę godzin później, wszyscy spali. Oprócz ich taty Marka, który prowadził samochód i Ross'a, który dalej grał w grę. Niestety Mark po wielu godzinach za kierownicą także odczuwał zmęczenie. Odczuwał je na tyle, że nie zauważył dziewczyny, na środku ulicy. Ross oderwał na chwile wzrok od gry i spojrzał przed siebie.
-Tato uwazaj! - krzyknął budząc przy tym wszystkich. Sam Mark się ocknął i próbował ominąć dziewczynę, którą strach sparaliżował. Dziewczyna też jakby dopiero teraz się obudziła i skoczyła z drogi. Mark szybko zahamował.
-Czy wszyscy są cali? - spytał łapiąc oddech. Cała rodzina przytaknęła. - To dobrze. Pójdę sprawdzić co z tą dziewczyną. - Jak powiedział tak zrobił. Lynch'owie wyszli z auta. Rocky i Riker poszli załatwić się do lasu. Rydel grzebała trampkiem w ziemi. Ross zaś... grał w grę. Zupełnie jakby to co się działo przed chwilą nie miało miejsca.
W tym czasie Mark przyniósł na ręką małą istotke.
-Mój Boże. - szepnęła Stormie i zakryła usta dłonią. W tym czasie Rocky i Riker przyszli.
-Ale ona słodka. - powiedziała Rydel.
-Taka... delikatna.
Całą sprawą zainteresował się nawet Ross. Podszedł do taty i opierając dłoń na jego ramieniu, pociągnął się na palcach, przyglądając się dziewczynie.
-Ona... Nie żyje? - spytał patrząc na jej lekko zarumienioną twarzyczke.
-Rossy nie bądź nie mądry.- powiedziała czule Stormie i przeczesała mu włosy, które natychmiastowo roztrzepał.
-Musiała uderzyć głową o drzewo i straciła przytomność. - rzekł Mark.
-Weźmiemy ją? Proszę, Proszę.
-Riker. To nie jest pies. - zganiła go siostra.
-No, ale wiesz o co chodzi.
-Nie możemy jej tak zostawić.
-Ross usiądziesz z nią z tyłu? - spytała jego mama.
-Ale dlaczego ja?! - oburzył się, chociaż gdzieś w środku miał tzw. motylki w brzuchu. Po chwili Lynch'owie i tajemnicza dziewczyna, ruszyli dalej. Ross w końcu uległ. Usiadł obok nie przytomnej dziewczyny. Ponieważ jechali przez drogę, w której było mnóstwo dziur, w końcu dziewczyna opadła na kolana Ross'a. Chłopak zdezorientowany oderwał wzrok od gry i spojrzał na kruchą istotke. Była piękna. Brunetka z jasnymi, lokowanymi końcówkami. Ross przez ułamek sekundy był ciekaw koloru jej oczu. Bardzo chciał je zobaczyć. Po chwili położył jedną dłoń na jej brzuchu i przesunął bliżej siebie. Uśmiechnął się pod nosem. Rydel w tym czasie odwróciła się do młodszego brata. To co zobaczyła wywołało u niej szeroki uśmiech. Ross czując na sobie wyrok siostry spojrzał na nią.
-Żeby nie spadła. - zapewnił ją. Blondynka tylko pokiwała z uśmiechem głową i się odwróciła z powrotem.

Lynch'owie dojechali do celu swojej podróży, czyli ich domku letniskowego. Mark otworzył tylnie drzwi samochodu i chciał wyciągnąć brunetke, jednak uprzedził go Riker.
-Ja chcę, ja! Ona jest taka słodziutka. To będzie moja druga młodsza siostra.- powiedział poczym podniósł ją i skierował się w stronę domku.
-Kochanie. Nie wiemy, czy ktoś jej nie szuka.
-No,ale... zanim się ktoś zgłosi. Ona potrzebuje na ten czas rodziny. Nie? - spytał z nadzieją.- gdzie będzie spać?
-Może u mnie? - spytał cicho Ross.
-Skoro chcesz. - uśmiechnęła się ciepło Stormie. Jednak zaraz jej uśmiech zniknął. - Ale nie myśl, że też tam będziesz spać. Ty pójdziesz spać do Ryland'a. - powiedziała stanowczo. Ross podniósł ręce w geście obrony.

Brunetka obudziła się z lekkim bólem głowy. Nie wiedziała gdzie się znajduje. Jej pierwszą myślą było,  że została uprowadzona. Jednak jej myśl szybko została rozwiana, bo do pokoju, w którym spała weszła blondynka.
-O! Obudziłaś się! Jak fajnie. Poczekaj! Pójdę po resztę. - dziewczyna nie zdążyła nic powiedzieć, bo młoda blondynka szybko wyszła. Zaraz jednak wróciła, z całą grupą.
-Dzień dobry, kochanie. Wyspałaś się? - powiedziała kobieta. Dziewczyna tylko pokiwała głową.
-A co ty robiłaś w lesie? - tym razem zadał pytanie Riker. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
-A jak masz na imię? - spytał Ross. W końcu mógł zobaczyć jej oczy. Miała ładne oczy. Błyszczące, głębokie, o kolorze czekolady.
-Laura. - powiedziała i spojrzała na niego. Chłopak w duszy uśmiechnął się, ponieważ tylko na jego pytanie odpowiedziała. Niby nic. A jednak blondyn poczuł się szczęśliwy. Godzinę później wszyscy się przedstawili. Laura za to się bardziej otworzyła dla nich.
-Nie pamiętam, co robiłam w tamtym lesie. Jedyne co wiem to moje imię. To wszystko. - skończyła mówić.
-Laurka, może chcesz wyjść na świeże powietrze? Tak długo spałaś. - powiedział Mark.
-Ja ją zabiorę. - powiedział żywo Ross i pociągnął ją na zewnątrz.
-Myślę, że Laura spadła nam z nieba. - uśmiechnęła się Rydel.
-Czemu?
-To proste. Ona zmieni Ross'a. Zobaczycie.

W tym samym czasie Laura i Ross spacerowali po pobliskiej łące.
Dziewczyna zbierała mlecze i robiła z nich wianek, natomiast Ross szedł z rękami w kieszeni i przyglądał się brunetce.
-Pokazać ci coś? - spytał po chwili Ross.
-Co takiego?
-Zobaczysz.
Chwilę później znaleźli się pod ogromną wierzbą płaczącą. To jednej z gałęzi przymocowana była huśtawka. Oboje się na niej zmieścili. Laura skończyła swój wianek i nałożyła Ross'owi na głowę. Zaśmiała się.
-Bardzo ładnie wyglądasz. - uśmiechnęła się szeroko, co Ross odwzajemnił.
-Nie znam cie długo, a już Cię bardzo lubię. - powiedział blondyn i wyciągnął jednego kwiatka z wianka na głowie i podał dziewczynie. Brunetka na ten gest lekko się zarumieniła.
-Mam to samo. Wracamy?

Od tamtych wydarzeń minęło 6 miesięcy. Ross i Laura zostali najlepszymi przyjaciółmi. Dzięki niej, blondyn znowu był pełnym życia, ciągle się uśmiechającym chłopakiem. Przez ten czas dziewczyna mieszkała z Lynch'ami. Ponad to Mark i Stormie rozmieszczali w tamtych okolicach zdjęcie Laury i ich numer oraz adres, w nadziei, że rodzina dziewczyny odnajdzie swoją zgubę. Kochali Laura jak córkę. Chcieli by z nimi została, ale wiedzieli, że ktoś może za nią tęsknić. To właśnie 15 kwietnia nastąpił ten oczekiwany, a zarazem okropny dla wszystkich moment.
Ross i Laura jak zwykle wygłupiali się na dywanie. Chłopak rzucił się na dziewczynę, czym skutkiem był ich upadek. Blondyn zaczął łaskotać dziewczynę. Po chwili opadł zmęczony obok niej. Dziewczyna przytuliła się do jego boku, kładąc mu głowę na klatkę.
-Kocham cie Laura. - powiedział obejmując ją ramieniem.
-Jak siostrę? Czy jak dziewczynę? - spytała z nadzieją w głosie. Chłopak nic nie odpowiedział. Nawet nie zdążył, bo do jego pokoju wpadł Ryry. Był cały blady.
-Laura, ktoś do ciebie. -szepnął. Dziewczyna wstała,  natomiast Ryland podszedł do brata.
-Powiedziałeś jej?
-No tak jakby.
-A ona coś powiedziała?
-No tak jakby.
-A... - zaczął jednak przerwał mu głos Riker'a.
-Ross! Chodź tu szybko!

Ross szybko zbiegł po schodach. Jednak natychmiast się zatrzymał, kiedy zobaczył dwójkę ludzi i Laure.
-Co się dzieje? - spytał obawiając się najgorszego.
-Ross... To są rodzice Laury.
-Nie... Nie! - krzyknął ze łzami w oczach. Podszedł szybko to państwa Marano. - Nie możecie mi jej zabrać. - powiedział, a raczej jeknął. Odwrócił się od nich. Zobaczył, że nie ma z nimi Laury. Pędem pobiegł do jej pokoju. Zastał tam panującą się brunetke. Płakała. Chłopak bez słowa podszedł do niej i od tyłu ją przytulił. Dziewczyna momentalnie rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Cii... Nie płacz. - szepnął i zacisnął ręce.

Pani Ellen, jeszcze raz dziękowała Lynch'om za ratunek i pomoc dla jej córki. Laura zeszła się ze wszystkimi pożegnać. Wszystkich przytuliła i dała po dwa buziaki dla każdego. Jeden buziak na jeden policzek. Na końcu został jej Ross.
Uściskała go,  poczym lekko się od niego odsunęła. Pocałowała go w jeden policzek, w drugi, a na koniec przelotnie  w usta. Odsunęła się od niego już na większą odległość po czym szybko uciekła do samochodu.

Siedząc z tyłu, patrzyła na krajobraz za otwartym oknem. Nagle zobaczyła Ross'a na rowerze. Jechał równo z jej samochodem.
-Co ty robisz?!
-Musisz nas jeszcze kiedyś odwiedzić! -  krzyknął.
-No dobra, ale co ty odwalasz?! Oszalałeś?!
-Tak! Oszalałem z... - ni usłyszała już, bo Ross się zatrzymał, a samochód Marano wjechał w tunel.

Od wyjazdu Laury minęły 3 lata. 18-letni już Ross nie mógł zapomnieć o Laurze. Jego pierwszy pocałunek był z nią. Pierwszy i ostatni. Tak zgadza się. Ross nie całował się z nikim innym. Tylko raz z Laurą. Obiecał sobie, że nie będzie miał dziewczyny. Chciał Laury. A nawet nie wiedział czy nadal mieszka w tym mieście.
W tym roku rodzina Lynch znowu przyjechali do swojego domku. Ross siedział u siebie. Po chwili usłyszał pukanie.
-Proszę.
-I jak się trzymasz braciszku? - spytała Rydel. Chłopak westchnął i odwrócił głowę.
-Tęsknię za nią. - szepnął łamiącym się głosem, a z jego oczu poleciały łzy.
-Oh, Ross... Ja... - przerwał jej dźwięk klaksonu. Podeszła do okna. Zobaczyła czarny samochód. Lekko się zdziwiła, bo przecież żadnych krewnych nie zapraszali. Jednakże bardziej się zdziwiła się, gdy zobaczyła kto z niego wysiada.- O mój Boże! Ross! Chodź zobacz!
Blondyn nie chętnie wstał i podszedł do okna. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Niczym torpeda wyleciał z pokoju, a następnie przed domek. Stanął z nią twarzą twarz. Ross był nią oczarowany. Zmieniła się przez te 3 lata. Urosła. Wyładniała. Jest już kobietą. Chłopak otrząsnął się z pierwszego szoku. Podbiegł do niej i obrócił wokół własnej osi.
-Tak strasznie za Tobą tęskniłem. - powiedział i ją postawił.
-Ja jeszcze bardziej. - uśmiechnęła się.
-Nie dawałaś znaku życia przez 3 lata i byłbym na ciebie zły... - powiedział poważnie, a Laura przybrała skurszoną minę - Ale, że z ciebie taka laska się zrobiła, że prostu nie potrafię. - dokończył i ponownie ją przytulił.
-Ty też się zmieniłeś. Włosy ci urosły. Wiesz jak teraz ładnie ci będzie w wianku? - spytała ze śmiechem.
-Pamiętasz może jak Ci mówiłem, że Cię Kocham? A ty się spytałaś, czy jak siostrę. Albo jak jechałem na rowerze obok twojego samochodu. Mówiłaś, że oszalałem. Pamiętasz? - pogłaskał ją po policzku.
-No...
-Kocham cie jak dziewczynę. Oszalałem na twoim punkcie. - szepnął.
-Ja ciebie też kocham - powiedziała i chciała go pocałować, jednak blondyn lekko się odsunął. - Co się stało?
-Jest jeden problem.- powiedział poważnie.
-Jaki? - spytała przerażona.
-Żenie się.
-Co? Z kim? - spytała łamiącym głosem.
-Ona jest piękna i cudowna.
-Tak? To fajnie. - powiedziała smutna, a w oczach zbierały się łzy.
-I mam to ciebie pytanie.
-Jakie?
-Wyjdziesz za mnie?- spytał z głupim uśmiechem.
-Co?! Idota! Nie nawidze cie! - krzyknęła i pocałowała go bardzo namiętnie.

_________________________________

Paluszki mnie bolą, ale czego się nie robi dla was, nie?
Dobra bez zbędnych...
Komentujcie..

I niech pandzia moc bd z wami! ;*

czwartek, 26 marca 2015

One Shot ~ Jools

Opowiem Wam teraz historie,  pewnej dziewczyny...
To był jeden z najbardziej zimnych dni w tym roku. Dużymi krokami zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Pewna brunetka- Laura Marano- wracała późnym wieczorem do domu po świątecznych zakupach. Cała obładowana pakunkami i zmarznieta szła ulicami Nowego Yorku. Nagle potrącił ją jakiś facet, co poskutkowało tym, że wszystkie torby jej  upadły.
-Mówi się, przepraszam!- krzyknęła do biegnącego mężczyzny, który i tak  był za daleko by cokolwiek usłyszeć.
-No świetnie!  I jak ja teraz wrócę do domu?- zapytała samą siebie.
-Możemy ciebie zabrać.- usłyszała za sobą głos.  Odwróciła się i ujrzała piątkę ludzi. Blondynkę,  dwóch brunetów i dwóch blondynów z czego jeden z nich wydawał się być w jej wieku. Wyglądali na miłych ludzi. Laura miała takie uczucie,  że może im zaufać.
-Byłoby super- chłopcy pomogli jej wsadzić torby do bagażnika i mogli jechać. Podczas drogi zdążyli się zapoznać.  A nawet zaprzyjaźnić.
                                         ***
Gdy dotarli na miejsce brunetka jeszcze raz podziękowała za pomoc i weszła do mieszkania.
Następnego dnia,  Laure obudził dzwonek.  Okazało się,  że to kurier z dwoma bukietami czerwonych róż i dwoma pudełeczkami bombonierek.  W obu podatkach był liścik . W pierszym:

"Najsłodsza Lau, 
Pisze do ciebie ten list, gdyż od wczoraj nie mogę przestać o tobie myśleć. Słaby jestem w takich rzeczach,  wiec się powtórzę. Cały czas o tobie myślę. ~E. Ratliff"

Tego się zupełnie nie spodziewała.  Lubiła Ellightona, ale jak przyjaciela. Rozwinęła drugą karteczke:

"Najdroższa Laurko, 
Przy tobie czuje się niesamowicie i tak poprostu super.  Niestety nie jestem dobry w te klocki, chociaż to dziwne,  bo pisze piosenki... Ale nie ważne. Mam nadzieje, że przy mnie czujesz coś równie nie zwykłego,  gdy jestem w pobliżu. ~Twój Riker Lynch.

Brunetka nie wiedziała co ma robić. Nie chciała się umawiać z jednym i z drugim. Postanowiła,  że im powie, delikatnie i spokojnie.

Parę dni później,  po domu Laury rozległ się dzwonek do drzwi. Okazało się, że to Riker  z bukietem białych i czerwonych róż.
-Cześć piękna to dla ciebie- wręczył dziewczynie kwiaty i pocałował w policzek.
-Oh... Riker, te same kwiaty od tygodnia... Nie trzeba było- chłopak puścił jej oczko i rozsiadł się na kanapie. Lau,  gdy napełnia dzbanek wodą, ponownie zadzwonił dzwonek. Tym razem przyszedł Ell. Z tym samym bukietem co Riker. Poszedł do salonu i...
-A ty co tu robisz?!- chłopcy zaczęli krzyczeć.
-Co Ja tu robię?!  Co TY tu robisz?!
-Pierwszy spytałem!
-Przyszedłem do Lau- i tak do znudzenia, aż znowu zadzwonił dzwonek.
-Kto tym razem?!- dziewczyna uniosła ręce w celu spytania stwórcy. Tym razem Ross.
- Hej Lau chciałem Ci coś powiedzieć... Czy to Riker i Ell tam tak krzyczą?
-A tak. Kłócą się chyba o mnie. Blondyn odrazu posmutniał.
-Oh,  to może ja juz pójdę.- juz wychodził kiedy z jego tylnej kieszeni wypadła karteczka.
-Poczekaj co to?- spytała i otworzyła karteczkę. Zaczęła czytać na głos.
-Dla mojej ukochanej Lau. 
"Crazy 4 U"

I played it safe
I kept my foot up on the brake
I never really took a chance in life
And didn't live for today.

Oh girl, and then I met you
Opened my eyes to something new.
You know you set me free like no one else
And got me actin' a fool.

Don't you know changed my life,
Girl cause now I'm livin'
And it feels so right, yeah

[Chorus:]
You got my heart beat pumpin'
And its going insane
You got me jumping outta aeroplanes, whoa
And that's why...
I'm crazy its true
Crazy 4 U
You got me base jump livin'
And I can't look down
You know you short circuit my brain
I can't lie...
I'm crazy its true
Crazy 4 U

Midnight dipping in the pool,
Or sneaking out up on the roof
You're unpredictable and girl that's what
That's what I love about you

Don't you know you changed my life,
Girl, cause now I'm livin'
And it feels so right, yeah

[Chorus]

No I didn't lose my mind when I fell for you (without a parachute)
And I'm gonna love you girl like you never knew (whoa)

Don't you know you changed my life
Girl cause now I'm living
And it feels so right, yeah...

-Piękna... - tylko tyle mogła powiedzieć.
-Bo jest o Tobie... Lau ja wiem, że to głupie,  ale ja ciebie tak bardzo kochmm- nie dokończył, bo Laura go pocałowała. Całowali się coraz to namiętniej,  ale...
-Ej,  a co z nami?!- zapytali równocześnie. W tej chwili weszła starsza siostra Lau- Vanessa.
-Rik. Van. Van. Rik- przedstawiła ich sobie a ci tylko spojrzeli na siebie i wyszli gdzieś razem. Po chwili dostała sms'a od siostry,  że wróci późno.
- Wszystko słodko, a co ze mną?!- rozpoczął Ell.
-Hmm. Co powiesz na Rydel?- brunet rozszerzył oczy i wybiegł z domu. W końcu Laura mogła pobyć sama z Ross'em.
-Więc...?- zapytała. Chłopak się uśmiechnął uroczo i obrócił ją dookoła własnej osi. Potem żyli długo i szczęśliwie...

Zapytacie skąd znam te historię?  Heh rodzice mi ją opowiadali.  A nazywam się Lena Lynch...

piątek, 13 marca 2015

"Hands of a clock only turn one way" by Ruby

Zmieniłeś się- najczęściej wypowiadamy gdy za czymś tęsknimy, czegoś nam brakuje. Znacznie rzadziej mówimy tak gdy ktoś zmienił się na lepsze. I może właśnie o to chodzi? Może czas potrafi zmienić tylko na gorsze a lepsi stają się tylko ci, którzy pokonali walkę z czasem? Ciężko jest naprawić to co zepsuł czas. Nie możemy go zobaczyć, dlatego nigdy przed nim nie uciekniemy. To jak ucieczka przed samym sobą i własnymi myślami...

Średniej postury blondynka przemierzała rodzinne miasto rozglądając się do koła. Kiedyś biegała tymi ulicami bez namysłu a teraz to miejsce wydawało jej się zupełnie obce. Niemal wszystkie budynki przybrały surowego, nowoczesnego wyglądu. Dawne, kudłate psy radośnie biegające między drzewami w parku zastąpiły perfekcyjnie obcięte pudle, majestatycznie kroczące po równiutko wykoszonej trawie. Blondynka zatrzymała się przed budynkiem w którym znajdował się Starbucks. Poprawiła włosy starannie spięte w kucyk, wygładziła ręką marynarkę w odcieniu pudrowego różu i weszła do środka.
-Vanilla Latte, poproszę- zwróciła się do ciemnowłosej dziewczyny stojącej za ladą.
Po zapłaceniu wzięła kawę w rękę i szybko obróciła się w stronę stolików. W tej samej chwili do lokalu wbiegła czwórka roześmianych chłopaków. Zwrócili sobą uwagę dziewczyny a po chwili jeden z nich popchnął drugiego na zaskoczoną blondynkę. Na szczęście kawa spadła na podłogę i ochlapała tylko buty dziewczyny. Za nim zdążyła cokolwiek zrobić przyjrzała się bliżej chłopakom, którzy dalej z przejęciem przyglądali się losom jej kawy i rzuciła: Wy się nigdy nie zmienicie.
Dopiero teraz trójka z nich ogarnęła się na tyle, żeby mocno uściskać swoją siostrę- byłą właścicielkę kawy.
-Rydel! Ty wróciłaś!- krzyknął jeden z nich z bananem na twarzy.
-No jak widać!- zaśmiała się rozkładając ręce.- A jemu co się stało?- zapytała wskazując na ślepo wpatrującego się w nią przyjaciela.
Wszyscy siedli przy stoliku zasypując siostrę pytaniami a Ellington, jej przyjaciel z dzieciństwa niegdyś taki wygadany teraz siedział cicho z miną dziecka, któremu przed chwilą odebrano ulubioną zabawkę.
-Czym ty je potraktowałaś?- zapytał w końcu wpatrując się w oczy dziewczyny.
-Ale o czym ty mówisz?- zapytała zdezorientowana tak bliską odległością chłopaka od jego twarzy.
-No o rzęsach, co ty z nimi zrobiłaś?
-Ell, to się nazywa tusz do rzęs.- wytłumaczyła z pewnego rodzaju rozbawieniem i wyższością w głosie.
-Kiedyś takich nie miałaś. Wolałaś biegać w koszulkach Rikera i w kucyku bez tych wszystkich metalowych pręcików, pamiętasz?
-Dorosłam, tobie też to zalecam.- powiedziała zgadując iż metalowe pręciki mają oznaczać wsuwki do włosów.

I tak wyszło, że zajęci rozmową wracali do domu tuż po zamknięciu kawiarni.
-Co Cię ugryzło, wróciła po kilku latach a ty zamiast się cieszyć zachowujesz się jakbyś chciał, żeby jak najszybciej znowu stąd wyjechała- powiedział Ross kiedy Rydel gadała z pozostałymi chłopakami w bezpiecznej odległości.
-Ona już nie jest taka jak kiedyś- odpowiedział Ellington.
-Przecież jest wesoła jak dawniej, kocha kawę i ciasteczka, komedie, śpiew, piłkę... w czym się niby zmieniła?
-Nie wiem, zmieniła się.- uparcie przekonywał zakładając ręce.
     
 Następne dni jak za dawnych czasów spędzali w piątkę. Ellington i Rydel próbowali ze sobą rozmawiać, ale zawsze kończyło się to kłótnią. Nie potrafili znaleźć wspólnego języka... a tak na prawdę, to chyba zgubili go gdzieś po drodze. Jako dzieci potrafili przegadać ze sobą cały dzień i jeszcze wysyłać sobie sms-y w środku nocy. Teraz wyglądali jakby dzieliło ich kilka lat a przecież tak na prawdę byli w tym samym wieku. Z tym, że teraz tylko on potrafiłby do niej zadzwonić i spytać o godzinę. Oboje pamiętali każdą wspólnie spędzoną chwilę i w tajemnicy przed sobą pragnęli, żeby wróciły ich dawne relacje.

  W końcu Ellington wpadł na kolejny genialny pomysł. Poszedł do dziewczyny z pretekstem "wizyty u kolegów" i po drodze zastał ją w ogródku.
Nawet nie powie "cześć"- pomyśleli oboje. W końcu przerwał ciszę i...
-Hej Delly, dzisiaj dzień mokrego podkoszulka.- powiedział Ell i rzucił w dziewczynę balonem wypełnionym wodą.
-Moja nowa bluzka!- zapiszczała. -Idioto! Wiesz ile ona kosztowała!- krzyczała próbując wytrzeć ją chusteczką. Za to zrezygnowany Ellington wyszedł z pokoju kręcąc głową zawiedziony tą sytuacją.

Dawna Delly nie płakałaby z powodu mokrej bluzki. Dawna Delly zdjęłaby ją na środku podwórka i jak chłopak biegałaby w samych szortach. Cóż, trudno dziwić się komuś kto wychował się z czterema braćmi.
Ciekawe jakby taka sytuacja wyglądała teraz przyjmując, że Rydel nie zaczęłaby piszczeć i płakać. Chłopak zaśmiał się na samą myśl o tym. Może jednak nie wszystko zmieniło się na gorsze?- pomyślał.
Poszedł do sklepu gdzie kupił kolorowe pianki, takie jakie zawsze jedli w dzieciństwie i wrócił do domu Lynchów gdzie na kanapie zastał Rydel oglądającą jakiś film.
-Mogę się przyłączyć?- zapytał z uśmiechem.
-A dostanę piankę?
-Ile tylko zechcesz- odpowiedział.
-No to możesz- odpowiedziała.
Chłopak otworzył paczkę pianek i teraz po kolei podrzucał je w górę i łapał.
-Nie umiesz jeść normalnie?- zapytała poirytowana gdy nie wszystkie pianki trafiały do ust chłopaka, niektóre z nich lądowały na niej.
-Umiem, ale tak jest zabawniej -wytłumaczył i począł rzucać w dziewczynę piankami. Te tylko odbijały się od jej nosa i lądowały na kanapie.
-Widać nie wszyscy tak potrafią -stwierdził. Rydel za to z chytrym uśmieszkiem wskazała na telewizor, na którym przystojny mężczyzna karmił swoją idealną dziewczynę truskawkami. Ellington załapując aluzję włożył piankę do ust dziewczyny z niepewną miną mówiącą "dobrze to robię?". Rydel za to ze szczerym uśmiechem pokiwała twierdząco głową. Niestety wszystko, a już paczka pianek w wyjątkowo szybko się kończy. Oboje przypomnieli sobie o filmie, który mieli oglądać więc teraz oboje zaczęli śledzić losy bohaterki zakochanej w dwóch chłopakach na raz, która jak na złość nie potrafiła wybrać żadnego z nich. Jednak pod koniec filmu Anastasia zdecydowała się na Patrica i jak na każdy, porządny film przystało para zaczęła się namiętnie całować. Ku zawstydzeniu blondynki  wcale nie zamierzali przestać a Ellington pokazał palcem na telewizor tak jak wcześnie zrobiła to Delly i dał jej kuksańca w bok. Jednak ona niewzruszona dalej oglądała coraz to pikantniejsze pocałunki pary i coraz to częściej Ellington szturchał ją zaczepnie z uśmiechem na twarzy. W końcu przewracając oczami, ale z uśmiechem odwróciła się do chłopaka i wbiła się w jego usta.

                                               
Hej, imbryczki! :D Co do tytułu to jest on cytatem z piosenki "Little Me" ;)
Co do OS wiem... beznadzieja, nie miejcie do mnie żalu... z brakiem weny tak czasem bywa. Dzięki, że przeczytaliście i zapraszam do zakładki "Propozycje". Serio, włazić tam, może coś mnie zainspiruje :D