niedziela, 29 marca 2015

One Shot ~ Jools

Pewnego wiosennego dnia, pewna rodzina - Lynch - jechała na wycieczkę.
15-letni Ross, przeżywał wtedy "okres buntowniczy"
-Hej, młody co robisz? - spytał 18-letni Riker.
-Nic. - odparł nawet na niego nie patrząc.
-Aha, czyli lampisz się na konsole bez powodu?
-Nom.
-Stary, co się z Tobą dzieje? Dziewczyna cie rzuciła? - pytanie zadał tym razem 16-letni Rocky.
-Ja nie mam dziewczyny, okey?! - warknął młody blondyn.
-Chłopcy zostawcie go w spokoju. - powiedziała spokojnie ich mama Stormie.
Ross mruknął pod nosem :"No nareszcie", poczym znów zatracił się w grze.
Parę godzin później, wszyscy spali. Oprócz ich taty Marka, który prowadził samochód i Ross'a, który dalej grał w grę. Niestety Mark po wielu godzinach za kierownicą także odczuwał zmęczenie. Odczuwał je na tyle, że nie zauważył dziewczyny, na środku ulicy. Ross oderwał na chwile wzrok od gry i spojrzał przed siebie.
-Tato uwazaj! - krzyknął budząc przy tym wszystkich. Sam Mark się ocknął i próbował ominąć dziewczynę, którą strach sparaliżował. Dziewczyna też jakby dopiero teraz się obudziła i skoczyła z drogi. Mark szybko zahamował.
-Czy wszyscy są cali? - spytał łapiąc oddech. Cała rodzina przytaknęła. - To dobrze. Pójdę sprawdzić co z tą dziewczyną. - Jak powiedział tak zrobił. Lynch'owie wyszli z auta. Rocky i Riker poszli załatwić się do lasu. Rydel grzebała trampkiem w ziemi. Ross zaś... grał w grę. Zupełnie jakby to co się działo przed chwilą nie miało miejsca.
W tym czasie Mark przyniósł na ręką małą istotke.
-Mój Boże. - szepnęła Stormie i zakryła usta dłonią. W tym czasie Rocky i Riker przyszli.
-Ale ona słodka. - powiedziała Rydel.
-Taka... delikatna.
Całą sprawą zainteresował się nawet Ross. Podszedł do taty i opierając dłoń na jego ramieniu, pociągnął się na palcach, przyglądając się dziewczynie.
-Ona... Nie żyje? - spytał patrząc na jej lekko zarumienioną twarzyczke.
-Rossy nie bądź nie mądry.- powiedziała czule Stormie i przeczesała mu włosy, które natychmiastowo roztrzepał.
-Musiała uderzyć głową o drzewo i straciła przytomność. - rzekł Mark.
-Weźmiemy ją? Proszę, Proszę.
-Riker. To nie jest pies. - zganiła go siostra.
-No, ale wiesz o co chodzi.
-Nie możemy jej tak zostawić.
-Ross usiądziesz z nią z tyłu? - spytała jego mama.
-Ale dlaczego ja?! - oburzył się, chociaż gdzieś w środku miał tzw. motylki w brzuchu. Po chwili Lynch'owie i tajemnicza dziewczyna, ruszyli dalej. Ross w końcu uległ. Usiadł obok nie przytomnej dziewczyny. Ponieważ jechali przez drogę, w której było mnóstwo dziur, w końcu dziewczyna opadła na kolana Ross'a. Chłopak zdezorientowany oderwał wzrok od gry i spojrzał na kruchą istotke. Była piękna. Brunetka z jasnymi, lokowanymi końcówkami. Ross przez ułamek sekundy był ciekaw koloru jej oczu. Bardzo chciał je zobaczyć. Po chwili położył jedną dłoń na jej brzuchu i przesunął bliżej siebie. Uśmiechnął się pod nosem. Rydel w tym czasie odwróciła się do młodszego brata. To co zobaczyła wywołało u niej szeroki uśmiech. Ross czując na sobie wyrok siostry spojrzał na nią.
-Żeby nie spadła. - zapewnił ją. Blondynka tylko pokiwała z uśmiechem głową i się odwróciła z powrotem.

Lynch'owie dojechali do celu swojej podróży, czyli ich domku letniskowego. Mark otworzył tylnie drzwi samochodu i chciał wyciągnąć brunetke, jednak uprzedził go Riker.
-Ja chcę, ja! Ona jest taka słodziutka. To będzie moja druga młodsza siostra.- powiedział poczym podniósł ją i skierował się w stronę domku.
-Kochanie. Nie wiemy, czy ktoś jej nie szuka.
-No,ale... zanim się ktoś zgłosi. Ona potrzebuje na ten czas rodziny. Nie? - spytał z nadzieją.- gdzie będzie spać?
-Może u mnie? - spytał cicho Ross.
-Skoro chcesz. - uśmiechnęła się ciepło Stormie. Jednak zaraz jej uśmiech zniknął. - Ale nie myśl, że też tam będziesz spać. Ty pójdziesz spać do Ryland'a. - powiedziała stanowczo. Ross podniósł ręce w geście obrony.

Brunetka obudziła się z lekkim bólem głowy. Nie wiedziała gdzie się znajduje. Jej pierwszą myślą było,  że została uprowadzona. Jednak jej myśl szybko została rozwiana, bo do pokoju, w którym spała weszła blondynka.
-O! Obudziłaś się! Jak fajnie. Poczekaj! Pójdę po resztę. - dziewczyna nie zdążyła nic powiedzieć, bo młoda blondynka szybko wyszła. Zaraz jednak wróciła, z całą grupą.
-Dzień dobry, kochanie. Wyspałaś się? - powiedziała kobieta. Dziewczyna tylko pokiwała głową.
-A co ty robiłaś w lesie? - tym razem zadał pytanie Riker. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
-A jak masz na imię? - spytał Ross. W końcu mógł zobaczyć jej oczy. Miała ładne oczy. Błyszczące, głębokie, o kolorze czekolady.
-Laura. - powiedziała i spojrzała na niego. Chłopak w duszy uśmiechnął się, ponieważ tylko na jego pytanie odpowiedziała. Niby nic. A jednak blondyn poczuł się szczęśliwy. Godzinę później wszyscy się przedstawili. Laura za to się bardziej otworzyła dla nich.
-Nie pamiętam, co robiłam w tamtym lesie. Jedyne co wiem to moje imię. To wszystko. - skończyła mówić.
-Laurka, może chcesz wyjść na świeże powietrze? Tak długo spałaś. - powiedział Mark.
-Ja ją zabiorę. - powiedział żywo Ross i pociągnął ją na zewnątrz.
-Myślę, że Laura spadła nam z nieba. - uśmiechnęła się Rydel.
-Czemu?
-To proste. Ona zmieni Ross'a. Zobaczycie.

W tym samym czasie Laura i Ross spacerowali po pobliskiej łące.
Dziewczyna zbierała mlecze i robiła z nich wianek, natomiast Ross szedł z rękami w kieszeni i przyglądał się brunetce.
-Pokazać ci coś? - spytał po chwili Ross.
-Co takiego?
-Zobaczysz.
Chwilę później znaleźli się pod ogromną wierzbą płaczącą. To jednej z gałęzi przymocowana była huśtawka. Oboje się na niej zmieścili. Laura skończyła swój wianek i nałożyła Ross'owi na głowę. Zaśmiała się.
-Bardzo ładnie wyglądasz. - uśmiechnęła się szeroko, co Ross odwzajemnił.
-Nie znam cie długo, a już Cię bardzo lubię. - powiedział blondyn i wyciągnął jednego kwiatka z wianka na głowie i podał dziewczynie. Brunetka na ten gest lekko się zarumieniła.
-Mam to samo. Wracamy?

Od tamtych wydarzeń minęło 6 miesięcy. Ross i Laura zostali najlepszymi przyjaciółmi. Dzięki niej, blondyn znowu był pełnym życia, ciągle się uśmiechającym chłopakiem. Przez ten czas dziewczyna mieszkała z Lynch'ami. Ponad to Mark i Stormie rozmieszczali w tamtych okolicach zdjęcie Laury i ich numer oraz adres, w nadziei, że rodzina dziewczyny odnajdzie swoją zgubę. Kochali Laura jak córkę. Chcieli by z nimi została, ale wiedzieli, że ktoś może za nią tęsknić. To właśnie 15 kwietnia nastąpił ten oczekiwany, a zarazem okropny dla wszystkich moment.
Ross i Laura jak zwykle wygłupiali się na dywanie. Chłopak rzucił się na dziewczynę, czym skutkiem był ich upadek. Blondyn zaczął łaskotać dziewczynę. Po chwili opadł zmęczony obok niej. Dziewczyna przytuliła się do jego boku, kładąc mu głowę na klatkę.
-Kocham cie Laura. - powiedział obejmując ją ramieniem.
-Jak siostrę? Czy jak dziewczynę? - spytała z nadzieją w głosie. Chłopak nic nie odpowiedział. Nawet nie zdążył, bo do jego pokoju wpadł Ryry. Był cały blady.
-Laura, ktoś do ciebie. -szepnął. Dziewczyna wstała,  natomiast Ryland podszedł do brata.
-Powiedziałeś jej?
-No tak jakby.
-A ona coś powiedziała?
-No tak jakby.
-A... - zaczął jednak przerwał mu głos Riker'a.
-Ross! Chodź tu szybko!

Ross szybko zbiegł po schodach. Jednak natychmiast się zatrzymał, kiedy zobaczył dwójkę ludzi i Laure.
-Co się dzieje? - spytał obawiając się najgorszego.
-Ross... To są rodzice Laury.
-Nie... Nie! - krzyknął ze łzami w oczach. Podszedł szybko to państwa Marano. - Nie możecie mi jej zabrać. - powiedział, a raczej jeknął. Odwrócił się od nich. Zobaczył, że nie ma z nimi Laury. Pędem pobiegł do jej pokoju. Zastał tam panującą się brunetke. Płakała. Chłopak bez słowa podszedł do niej i od tyłu ją przytulił. Dziewczyna momentalnie rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Cii... Nie płacz. - szepnął i zacisnął ręce.

Pani Ellen, jeszcze raz dziękowała Lynch'om za ratunek i pomoc dla jej córki. Laura zeszła się ze wszystkimi pożegnać. Wszystkich przytuliła i dała po dwa buziaki dla każdego. Jeden buziak na jeden policzek. Na końcu został jej Ross.
Uściskała go,  poczym lekko się od niego odsunęła. Pocałowała go w jeden policzek, w drugi, a na koniec przelotnie  w usta. Odsunęła się od niego już na większą odległość po czym szybko uciekła do samochodu.

Siedząc z tyłu, patrzyła na krajobraz za otwartym oknem. Nagle zobaczyła Ross'a na rowerze. Jechał równo z jej samochodem.
-Co ty robisz?!
-Musisz nas jeszcze kiedyś odwiedzić! -  krzyknął.
-No dobra, ale co ty odwalasz?! Oszalałeś?!
-Tak! Oszalałem z... - ni usłyszała już, bo Ross się zatrzymał, a samochód Marano wjechał w tunel.

Od wyjazdu Laury minęły 3 lata. 18-letni już Ross nie mógł zapomnieć o Laurze. Jego pierwszy pocałunek był z nią. Pierwszy i ostatni. Tak zgadza się. Ross nie całował się z nikim innym. Tylko raz z Laurą. Obiecał sobie, że nie będzie miał dziewczyny. Chciał Laury. A nawet nie wiedział czy nadal mieszka w tym mieście.
W tym roku rodzina Lynch znowu przyjechali do swojego domku. Ross siedział u siebie. Po chwili usłyszał pukanie.
-Proszę.
-I jak się trzymasz braciszku? - spytała Rydel. Chłopak westchnął i odwrócił głowę.
-Tęsknię za nią. - szepnął łamiącym się głosem, a z jego oczu poleciały łzy.
-Oh, Ross... Ja... - przerwał jej dźwięk klaksonu. Podeszła do okna. Zobaczyła czarny samochód. Lekko się zdziwiła, bo przecież żadnych krewnych nie zapraszali. Jednakże bardziej się zdziwiła się, gdy zobaczyła kto z niego wysiada.- O mój Boże! Ross! Chodź zobacz!
Blondyn nie chętnie wstał i podszedł do okna. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Niczym torpeda wyleciał z pokoju, a następnie przed domek. Stanął z nią twarzą twarz. Ross był nią oczarowany. Zmieniła się przez te 3 lata. Urosła. Wyładniała. Jest już kobietą. Chłopak otrząsnął się z pierwszego szoku. Podbiegł do niej i obrócił wokół własnej osi.
-Tak strasznie za Tobą tęskniłem. - powiedział i ją postawił.
-Ja jeszcze bardziej. - uśmiechnęła się.
-Nie dawałaś znaku życia przez 3 lata i byłbym na ciebie zły... - powiedział poważnie, a Laura przybrała skurszoną minę - Ale, że z ciebie taka laska się zrobiła, że prostu nie potrafię. - dokończył i ponownie ją przytulił.
-Ty też się zmieniłeś. Włosy ci urosły. Wiesz jak teraz ładnie ci będzie w wianku? - spytała ze śmiechem.
-Pamiętasz może jak Ci mówiłem, że Cię Kocham? A ty się spytałaś, czy jak siostrę. Albo jak jechałem na rowerze obok twojego samochodu. Mówiłaś, że oszalałem. Pamiętasz? - pogłaskał ją po policzku.
-No...
-Kocham cie jak dziewczynę. Oszalałem na twoim punkcie. - szepnął.
-Ja ciebie też kocham - powiedziała i chciała go pocałować, jednak blondyn lekko się odsunął. - Co się stało?
-Jest jeden problem.- powiedział poważnie.
-Jaki? - spytała przerażona.
-Żenie się.
-Co? Z kim? - spytała łamiącym głosem.
-Ona jest piękna i cudowna.
-Tak? To fajnie. - powiedziała smutna, a w oczach zbierały się łzy.
-I mam to ciebie pytanie.
-Jakie?
-Wyjdziesz za mnie?- spytał z głupim uśmiechem.
-Co?! Idota! Nie nawidze cie! - krzyknęła i pocałowała go bardzo namiętnie.

_________________________________

Paluszki mnie bolą, ale czego się nie robi dla was, nie?
Dobra bez zbędnych...
Komentujcie..

I niech pandzia moc bd z wami! ;*

4 komentarze:

  1. Cudo <3
    Juz komenyowalam na twoim blogu Jools, ale tu tez nie zaszkodzi ;)
    Czesciej mozesz pisac takie OS, bo sa boskie :*
    Czekam na kolejnego OS ( juz prawie skonczylam pisac mojego )
    Do napisania

    PS. Pandzia moc przez ciebie jest ze mba! Hahahhaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tylko musze mieć jakiś pomysł.... A nie... Czekaj... Coś... Już.. O! Mam pomysł!

      Usuń
  2. oszalałam nie mogę . Jest problem żenię się. Fajowe końcówka przekozacka

    OdpowiedzUsuń