poniedziałek, 13 kwietnia 2015

One Shot ,,Zakazana miłość pomiędzy bratem a siostrą" ~ EmiDemi


 Nazywam się Laura Marano, mam 19 lat. Jestem brunetką o brązowych oczach. Mieszkam sama w mieszkaniu, bo gdy tylko stałam się dorosła moja mama wyjechała z Los Angeles. Mam najlepszą przyjaciołkę o imieniu Raini. Potrafimy przegadać ze sobą całą noc i czasami jeszcze nam mało. Nie mam chłopaka. Swojego pierwszego miałam w wieku 16 lat, ale rozstaliśmy się, bo on musiał wyjechać do Kanady i już go więcej nie zobaczyłam. Więcej przygód miłosnych nie miałam, ale teraz chciałabym jakąś przeżyć. Nie wiem, co moża jeszcz o mnie powiedzieć. Nie będę już się nad tym zastanawiać, bo za chwilę idę do klubu, żeby się trochę rozerwać. Nigdy tam jeszcze nie byłam, ale czemu nie mam tam pójść. Trochę szaleństwa mi nie zaszkodzi. Wstałam z łóżka i ubrałam się w sukienkę. Włosy zostawiłam ropuszczone i tylko je lekko podkręciłam. Nałożyłam jeszcze makijaż i byłam gotowa. Wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz. Dojście do klubu zajęło mi jakieś 15 minut i już przed budynkiem słychać było głośną muzykę. Pokazałam dowód osobisty ochroniarzowi i weszłam do środka. Gdy tylko to zrobiłam do moich uszu dobiegła głośna muzyka i zobaczyłam mnóstwo tańczących ludzi. Postanowiłam się czegoś napić więc podeszłam do baru i usiadłam na wysokim krześle.
 - Co podać?- spytał barman, który był bardzo przystojny.
 - Poproszę colę.- odpowiedziałam i poczułam na swoim udzie jakiś ciepły dotyk. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jakiegoś bruneta, który się do mnie uśmiechał.
 - Hej mała.- puścił mi oczko.
 - Zabieraj ze mnie te łapy.- odparłam i próbowałam zdjąć jego rękę z mojej nogi, ale on nie ustępował.
 - Lubię takie ostre.- powiedział i po chwili już nie czułam żadnego dotyku, ani nie widziałam tego chłopaka. Spojrzałam w tył i zobaczyłam jakiegoś przystojnego blondyna, który go ode mnie odciągał.
 - Skoro nie chce, żebyś ją dotykał to się do niej nie dobieraj.- powiedział blondyn.
 - Okey koleś wyluzuj trochę.- odparł nachalny brunet.
 - To teraz spadaj.- syknął mój obrońca, a tamten chłopak wycofał się. Po chwili tajemniczy blondyn spojrzał na mnie i usiadł obok.
 - Dziękuję, że mnie obroniłeś.- odezwałam się i uśmiechnęłam się.
 - Nie ma sprawy, ale nie nawidzę, jak dziewczyna nie chce, żeby chłopak ją macał, a on nadal swoje.- przerwał na chwilę.- Tak wogóle to jestem Ross Lynch.- powiedział i wyciągnął rękę przed siebie.
 - Laura Marano.- odparłam i uścinęłam jego dłoń.- Miło mi cię poznać, tylko szkoda, że poznaliśmy się w takich okolicznościach.
 - E tam ważne, że się spotkaliśmy.- chłopak uśmiechnął się do mnie i muszę stwierdzić, że ma bardzo ładny uśmiech i jest bardzo przystojny.- A tak wogóle, jeśli mogę spytać, to co taka ładna dziewczyna robi w takim miejscu?- spytał, a ja zarumieniłam się lekko, że powiedział, że jestem ładna.
 - Przyszłam tutaj, żeby się trochę rozerwać, bo nudziło mi się w mieszkaniu, a ty co tutaj robisz?
 - Jestem tutaj z tego samego powodu, co ty.- uśmiechnął się do mnie.
 - To łączy nas jedna rzecz.- zaśmiałam się.
 - Chciałabyś może zatańczyć?- zapytał, a ja nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć, bo przecież go nie zanam, ale skoro mnie obronił, to chyba jest miły. Co mi tam zaszkodzi jeden taniec.
 - Bardzo chętnie.- odpowiedziałam i poszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć do szybkiej piosenki, ale zaraz zmieniła się na wolniejszą.
 - A teraz coś dla par.- odezwał się DJ, a Ross złapał mnie w pasie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję i muszę przyznać, że było mi bardzo przyjemnie. Kiwaliśmy się w rytm muzyki, wpatrzeni w swoje oczy. Nasze ciała bardzo się stykały, a twarze były bradzo blisko siebie. Tańczyliśmy w ciszy, a ona wogóle mi nie przeszkadzała, bo była bardzo przyjemna. Nie wiem dlaczego, ale czuję się z Ross'em, tak jakbym już znała go od dłuższego czasu, a zanamy się chwilę. Ze mną chyba jest coś nie tak, albo zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Wierzę w taką miłość, ale ona raczej mnie nie spotkała. Nie wiem, co mam o tym myśleć. W ramionach blondyna czułam się bezpiecznie i miło i nie mam pojęcia dlaczego, ale myślę, że mogę mu zaufać. Po chwili zauważyłam, że wolna piosenka już się skończyła, a my nadal tańczymy przytuleni do siebie, co wcale mi nie przeszkadzało.
 - Ross, czy ty wiesz, że piosenka już się zmieniła na szybką, a my nadal tańczymy przytuleni do siebie?- spytałam.
 - Dopiero teraz usłyszałem, bo gdy z tobą tańczyłem to czas tak jakby zatrzymał się w miejscu. Odniosłem też dziwne wrażenie, że czuję, że my nie znamy się od tych paru minut, tylko dłużej.- odparł i uśmiechnął się do mnie.
 - A wiesz, że ja myślałam o tym samym?- zaśmiałam się.
 - Naprawdę?
 - Tak i doszłam do wniosku, że czuję się przy tobie bezpieczna i chyba mogę ci zaufać.
 - Tak możesz mi całkowicie zaufać.- powiedział.- A wiesz, że my nadal tańczymy wolnego?- zaśmiał się i po chwili wypuściliśmy się z objęć. Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy sobie colę do picia, bo nie chcieliśmy się upić, tylko lepiej poznać. Z napojem poszliśmy do stolika i tam bardzo dużo opowiadaliśmy o sobie. Jednak miałam rację z tym, że Ross jest miły, bo nie narzuca mi się swoim towarzystwem, wręcz przeciwnie chcę, żeby ze mną był, bo zdążyłam już go bardzo polubić. Cały czas albo siedzieliśmy przy stoliku i rozmawialiśmy, albo tańczyliśmy i razem bardzo dobrze się bawiliśmy i tak zeszło nam do 23:00.
 - Może chciałbyś pójść do mojego mieszkania?- spytałam.- Nie, żeby coś, ale tak po prostu na kawę, albo na coś innego.- powiedziałam i zarumieniłam się.
 - Bardzo chętnie, nie mam nic przeciwko.- Ross uśmiechnął się do mnie i wyszliśmy z klubu. Całą drogę do mojego mieszkania rozmawialiśmy o różnych rzeczach i czasami też się śmialiśmy. Przez ten wieczór zdążyłam się bardzo dużo o nim dowiedzieć, a on o mnie. Weszliśmy do mieszkania i postanowiłam, że pójdziemy do kuchni i tam poszliśmy.
 - Chcesz może się czegoś napić?- spytałam.
 - To co ty, mi to obojęnie.- uśmiechnął się do mnie, a ja odzwzajemniłam gest.
 - To co powiesz na kakao?
 - Okey.- odparł, więc wlałam mleko do garnuszka i zagotowałam je, żeby było cieplejsze. Do kubków wsypałam po cztery łyżeczki proszku i zalałam gorącym mlekiem. Wrzuciłam również odrobinę pianek, bo takie jest moje ulubione.
 - Proszę bardzo.- uśmiechnąłam się do blondyna i podałam mu kubek z napojem.
 - Dziękuję.- również się uśmiechnął.- Wiesz, że to jest moje ulubione kakao.
 - Tak? Nie wiedziałam, bo robiłam je pod siebie.- powiedziałam.
 - Czyli mamy kolejną rzecz, która nas łączy.- zaśmiał się, a ja również to zrobiłam i zapanowała pomiędzy nami cisza, która po raz kolejny była przyjemna. Rozkoszowałam się smakiem gorącego kakaa i czasami zerkałam na Ross'a, a on na mnie.
 - Wiesz mam takie jadno pytanie.- chłopak przerwał milczenie.- Jeśli się na nie, nie zgodzisz to zrozumiem.
 - No to pytaj.- odparłam i byłam bardzo ciekawa, o co mnie spyta.
 - No, bo ja przyjechałem tu dopiero dzisiaj i nie mam jeszcze gdzie spać, więc pomyślałem o tobie. Czy zgodziłabyś się, żebym przenocował u ciebie jedną noc?- spytał, a ja zastanawiałam się nad odpowiedzią. Zgodzić się czy nie? Nie wiem, ale bardzo go polubiłam i jest miły, więc czemu nie mam mu pomóc? A co mi tam. Spojrzałam na Ross'a, który widać, że czekał z niecierpliwością na odpowiedż, więc nie chciałam już dłużej z nia zwlekać.
 - Możesz u mnie przenocować.- odpowiedziałam i uśmiechnąłam się do niego.
 - Naprawdę?- spytał.
 - No tak, bo gdzie indziej masz spać.- odprałam i po chwili znalazłam się w jego ramionach.
 - Dziekuję.- szepnął mi na ucho, a po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze.
 - Nie ma za co.- odparłam i po chwili Ross poluźnł uścisk, ale nadal stykaliśmy się klatkami i patrzyliśmy sobie w oczy i nie wiem dlaczego, ale miałam ogromną ochotę go pocałować. Co się ze mną dzieje? Znam chłopaka jeden wieczór, już chcę go pocałować? Ze mną chyba nie jest za dobrze. Moje rozterki przerwał jednak fakt, że blondyn zaczął się do mnie zbliżać. Gdy nasze twarze dzieliły już tylko milimetry, zatrzymał się i chyba zastaniawiał się, jaka jest moja rekacja. Ja nie chciałam dlużej czekać aż się namyśli i delikatnie pocałowałm go i poczułam, że się uśmiecha i po chwili odwzajemnił mój gest. Z początu całowaliśmy się delikatnie, ale z czasem zaczęliśmy to robić coraz namiętniej. Po chwili poczułam, że zaczynamy iść i uderzyliśmy w ścianę, a Ross mnie do niej przygniótł. Oderwaliśmy się na chwilę od siebie, ale zaraz zanurkowaliśmy w kolejnych pocałunkach i znowu zaczęliśmy iść, tylko tym razem weszliśmy do mojego pokoju i blondyn położył mnie na łóżku. Zaczęliśmy się rozbierać, a później przeżyłam z nim swój pierwszy raz. Nigdy tak się nie czułam i muszę przyznać, że Ross jest bardzo dobry w łożku. Zresztą to był mój pierwszy raz, więc co ja mogę widzieć. Po tym wszystkim zasnęliśmy przytuleni do siebie.
                                                                     ****
Miesiąc później...
 Od tametgo wydarzenia jesteśmy razem i bardzo się kochamy. Stwierdziliśmy, że to była miłość od pierwszego wejrzenia i taka chyba jest prawda. Ross jest naprawadę bardzo miłym, kochanym chłopakiem, bez którego nie wiem, jak mogłam wsześniej żyć. To chyba był najleszpy miesiąc w moim życiu. Teraz siedzimy sobie w salone przytuleni do siebie i oglądamy komedię romantyczną. Gdy film się skończył zadzwonił dzwonek do drzwi, więc poszłam otworzyć. Za drzwiami stała osoba, której nigdy dotąd nie poznałam, ani nie widziałam. Była to czarnowłosa dziewczyna, mniej więcej mojego wzrostu i na oko odrobinę starsza ode mnie.
 - Cześć Laura.- powiedziała radośnie i przytuliła się do mnie, a ja stałam jak kołek wbity w ziemię.
 - Eee... kim tym właściwie dla mnie jesteś?- spytałam.
 - O cześć Vanessa.- powiedział Ross, który chyba przed chwilą się tu pojawił i przytulił się z nieznajomą.
 - To ty ją znasz?- zapytałam mojego chłopaka.
 - No tak, bo jest moja siostra.- odparł.
 - To ty masz siostrę? Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?- spytałam z wyrzutem.
 - Jakoś o tym zapomniałem.- powiedział.- A tak właściwie, Van co ty tutaj tobisz?- spytał czarnowłosej.
 - Jak to co? Przyjechałam odwiedzić moje rodzeństwo.- odparła i uśmiechnęła się. Czy ona powiedziała rodzieństwo, czy mi się przysłyszało? Przecież ja jej nie znam.
 - Jak to rodzeństwo?- ja i Ross zapytaliśmy równocześnie, a ona widzocznie zdziwiła się.
 - Przecież my we trójkę jesteśmy rodzieństwem, to wy nie wiecie?- spytała.
 - Czyli, że ty jesteś moją siostrą, a Ross jest moim bratem?- odparłam, ale słowo ,,brat" z trudem przeszło mi przez gardło. Czyli, że ja jestem z moim bratem? To chyba jakiś żart, bo to nie może być prawda, bo my mamy inne nazwiska.
 - No tak, bo w końcu mamy tych samych rodziców.- odpowiedziała, a mi momentalnie zrobiło się ciemno przed oczami i nie wiem, co się stało dalej. Poczułam, że ktoś mnie pocałował i ocknęłam się.
 - A nie mówiłem, że to zadziala?- Ross uśmiechnął się do Vanessy, a później o mnie, czyli to wszystko nie był sen i stało się naprawdę?- Lau wszystko dobrze?- spytał mnie z troską w głosie.
 - Tak, ale co mi się stało?- zapytałam.
 - Zemdlałaś, gdy dowiedziałaś się, że Ross jest twoim bratem.- odparła czarnowłosa.- Ale nie rób tego teraz, bo wiesz, jak ciężko cię ocucić?
 - Jak długo byłam nieprzytomna?
 - Jakieś pół godziny i w tym czasie dowiedziałem się większości prawdy.- odpowiedział Ross.
 - Jakej prawdy?- spytałam, bo chciałam się w końcu dowiedzieć, czy Ross rzeczywiście jest moim bratem.
 - Tylko już nie mdlej.- odezwała się Vanessa.
 - Okey, no więc słucham.- powiedziałam i usiadłam na kanapie.
 - No więc może zacznę od tego, że ja i Ross jesteśmy twoim rodzieństwem.- odparła niepewnie i wrazie czego wyciągnęła przed siebie ręce, ale ja słuchałam jej uważnie.- Oboje nie wiedzieliście o swoim istnieniu, bo nikt wam o tym nie powiedział, ale nie wiem dlaczego. Mieliśmy rodziców Elen i Marka Lynch'ów.
 - Mieliśmy?- przerwałam jej.
 - Nadal mamy, ale oni nie są już razem, bo tata zdradził mamę, gdy była z tobą w ciąży. Ja miałam wtedy trzy latka, a Ross rok. Nasi rodzice rozwiedli się, a tata poślubił swoją kochankę i dopiero wtedy dowiedział się, że będzie miał jeszcze jedno dziecko. Nie chcąc obarczać mamy trójką dzieci, zabrał mnie i Ross'a do siebie, a ty zostałaś z mamą i dlatego masz jej nazwisko, bo po rozwodzie zmieniła je na panieńskie. Mieszkaliśmy tak nic o sobie nie wiedząc, bo wtedy przecież byliśmy jeszcze bardzo małymi dziećmi. Tata nam o tym nie powiedział. Skoro ty nie wiesz o tym, to mama też tego nie zrobiła. Ja dowiedziałam się o tym dopiero wczoraj, gdy Ross już wyjechał i przypadkowo spotkał ciebie. No i tak to właśnie wygląda nasza sytuacja rodzinna.- Vanessa skończyła opowiadać, a ja nie mogłam nadal uwieżyć w to, że Ross jest moim bratem. To nie może być tak. Nie gdy ja pokochałam go, jak zwykłego chłopka, a nie jak brata. Co mam teraz zrobić? Zerwać z nim czy nadal być razem? Nie mam pojęcia, bo ta cała sytuacja mnie przytłacza.
 - A tak wogóle to dlaczego ty tak zareagowałaś na to, że Ross jest twoim bratem?- zapytała mnie moja siostra.
 - No bo my...- przerwałam i spojrzałam na blondyna, a on kiwnął głową na to, żebym powiedziała prawdę.- my jesteśmy razem.- powiedziałam i posmutniałam. Teraz już ten fakt mnie mie cieszy po tym, gdy dowiedziałam się prawdy.
 - A jak długo się znacie?
 - Miesiąc.- odparł Ross.
 - A naprawdę kochacie się?
 - Tak.- odpowiedzieliśmy wspólnie.
 - To w takm raze musicie zakończyć ten związek, bo jako brat i siostra nie możecie być razem, bo to jest zakazana miłość, czyli kazirodztwo.- powodziała Vanessa, a my posmutnieliśmy.
 - Ale przecież mamy inne nazwiska, więc kto tam będzie wiedział, że jesteśmy rodzeństwem.- odparłam.
 - No tak, ale tak naprawdę to ty Laura też masz na nazwisko Lynch.- odpowiedziała czarnowłosa.
 - Ale to nigdzie nie jest napisane, tak?- spytałam ze łzami w oczach, które nie wiem kiedy się pojawiły.
 - No nie jest, ale wy i tak jesteście rodzeństwem i nic już na to nie poradzicie. Niestety rodzeństwo kocha się miłością platoniczną, a nie taką pomiędzy obcą kobietą i mężczyzną.- odparła Vanessa, ale ja już nie mogłam dłużej jej słuchać, więc wybiegłam z mieszkania i płakałam. Tak płakałam z tego powodu, że Ross jest moim bratem i to wszystko wydało się, gdy my już naprawdę się pokochaliśmy. Gdyby cofnąć czas i gdyby Vanessa nie pojawiła się w naszym życiu wszystko byłoby dobrze i żylibyśmy w niewidzy, że jesteśmy rodzieństwem. Biegłam przez miasto, ale przez łzy prawie nic nie widziałam i po chwili uslyszałam czyjeś kroki za mną, ale nie zwalniałam. Po chwili usłyszałam, że Ross mnie woła. Dogonił mnie i stanął naprzeciwko mnie, ale ja nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy po tym wszystkim. Ujął moją twarz w dloń i podniósł do góry, tak żebym na niego spojrzała.
 - Laura ja wiem, jak to zabrzmiało i mnie również to zraniło, ale możemy nadal być razem i udawać, że nie wiemy, że jesteśmy rodzieństwem.- powidział to przez cały czas patrząc mi w oczy.
 - Ross, ale ja nie mogę tak po prostu o tym zapomnieć.- odparłam i chciałam spuścić głowę w dół, ale nie pozowolił mi tego zrobić.
 - Laura ja też, ale możemy sprobować.
 - No nie wiem, ale przecież miłość pomiędzy bratem a siostrą jest zakazana.- powtórzyłam słowa Vanessy.
 - Tak wiem, ale możemy spróbować o tym zapomnieć, bo ja nie chcę, żebyś była moją siostrą tylko dziewczyną. Za bardzo cię kocham, żeby teraz zmienić naszą miłość na braterską. A ty chciałabyś tego?- spytał patrząc mi w oczy.
 - Nie, bo ja też bardzo cię kocham.- powiedziałam cały czas wpatrując sie w jego oczy, które zawsze mnie hipnotyzowały.
 - To w takim raze zapominamy?
 - Tak możemy spróbować, a jeśli nikt nie zatwierdzi naszego związku, to wyjedziemy stąd.
 - Dobry pomysł.- odparł Ross i pocałował mnie, a ja odwzajemniłam gest i niby mam z tego zrezygnować? Nigdy tego nie zrobię. Całowaliśmy się na środku chodnika, więc ludzie dziwnie się na nas patrzyli, ale nie obochodziło mnie to. Po dłuższym czasie oderwaliśmy się od siebie i uśmiechnęliśmy się, wpatrując się wzajemnie w oczy.
 - Kocham cię, Lau.- szepnął blondyn.
 - Kocham cię, Ross.- również szepnęłam i zatonęliśmy w kolejnych pocałunkach.
                                                              *****
 Trzy lata później...
 Od tametego wydarzenia prawie nic nie zmieniło się w naszym życiu, oprócz tego, że jesteśmy małżeństwem i mamy roczną córeczkę, Rosalie. Naszego związku jednak rodzice nie zatewierdzili, więc wyjechaliśmy do Nowego Jorku. Akceptuje nas tylko Vanessa, z którą naprawdę sie zżyłam. Jest zarówno moją siostrą i przyjaciółką i co najlepsze zamieszkała niedaleko naszego mieszkania razem ze swoim narzeczonym. Mi i Ross'owi bardzo dobrze się układa. Prawie nigdy się nie kłócimy, a gdy to zrobimy to po godzine znów jesteśmy zgodni i śmiejemy się z tego, o co nam poszło. Mimo, że związek siostry z bratem jest zakazany, to my udajemy, że my nie jesteśmy rodzieństwem. Z początku trochę ciężko było nam się oswoić z tą rzeczą, ale pogodziłam się z tym. Moje życie wygląda, tak jak chciałam i jestem bardzo, ale to bardzo szczęśliwa.
                                        ************
Jeżeli podobał się wam mój One Shot to zapraszam na mojego bloga: http://rossilaura-raura.blogspot.com/

Cudowny OS. To było takie... Wow! A ci powiem, że coś podejrzewałam, że Ross jest bratem Lau. Hym Hym! Dedukcja!

sobota, 11 kwietnia 2015

#TB One Shot cz. I~Jools

Los Angeles. 22:30. Wszędzie było ciemno. Szła parkiem. Sama. Laura Marano. Miała w uszach słuchawki. Nagle gwałtownie się odwróciła. Miała przeczucie, że ktoś ją obserwuje.
-Halo? - spytała wyjmujac słuchawki z uszu. Odpowiedziała jej cisza. Dziewczyna wzruszyła ramionami. Chciała ruszyć dalej, ale na kogoś wpadła. Tajemniczy osobnik chciał pomóc jej wstać i wystawił swoją rękę. Laura zauważyła, że jest starzenie blada. Nie pewnie ujęła jego dłoń. Była także okropnie zimna.
-Bardzo dziękuję. Nie zdara ze mnie.
-To nic. W sumie to nawet urocze. Jak mała zagubiona owieczka, która musiała być chroniona przed wilkiem - powiedział tajemniczym głosem.
-Tak... Masz rację. - powiedziała. W tym momencie chłopak zdjął kaptur, który zasłanial mu twarz.
-Jestem Ross Shor Lynch. A ty? - powiedział chłopak. Był nie ziemsko przystojny. Był strasznie blady. Jego oczy miały bardzo ciemny kolor, strasznie hipnotyzujace.
-Laura Marano. - uśmiechnął się ukazując kły. Dwa białe kły. Laura, aż gwałtownie nabrała powietrza i zakryła usta dłonią.- Jj..ja...bardzo przepraszam. Spieszę się. Mój chłopak czeka. Do widzenia. -  powiedziała na jednym tchu i szybko odbiegła.

Po tym dziwnym zdarzeniu Laura wróciła szybko do domu. Myślała dużo o tym Ross'ie. Wzięła prysznic i przebrała się w koszule nocną. Ponieważ nie mogła zasnąć wyszła na balkon. Dzisiaj była pełnia.
-Tu jesteś. - poczuła gorący oddech na karku. Wystraszona, aż podskoczyla.
-Czego chcesz?!
-Bardzo ładnie wyglądasz w świetle księżyca. - powiedział olewając jej pytanie. Dziewczynę zaskoczyło to pytanie, ale mimo tego i tak się zarumieniła.
-Mam pytanie. Mogę? - spytała ostrożnie. 

- No jasne. - powiedział podchodząc do niej. Objął ją w pasie. 

-Ty... Nie jesteś człowiekiem, prawda? - spytała uważając na każde słowo.
-Nie. Nie jestem. - powiedział bawiąc się jej włosami.

_________________________________
Postanowiłam, że podzielę tego OS na cz. Kurcze! I to jest właśnie os dla EmiDemi i Kingi. ;* a nominować bd później ;*

I niech Panda ma cię w opiece!

wtorek, 7 kwietnia 2015

One Shot ~Kinga cz. II

Obudzili się wtuleni w siebie

 - Dzień dobry słodka.

 - Awww... Dzień dobry
 - Jak się spało?
 - Nawet dobrze, bo z tobą :)
 - Mmmm...
 - Czekaj... Dlaczego ja tu jestem?
 - Nie wiem słodka...- zarumieniła się
 - Co my robiliśmy w nocy? I dlaczego my... nie... mamy.... 
 - Nic? Nie wiem...
  - Błagam, powiedz że tylko my tutaj byliśmy...
 - Drzwi są zamknięte, klucz z tej strony...

- Pamiętam, jak zamykałeś drzwi i wtedy zaczęliśmy się całować, a potem to już nic nie pamiętam....

- Ja właśnie też...

- Ummm... Ubrałbyś się? - spytała cała czerwona, a on się zarumienił i zniknął za drzwiami swojej łazienki biorąc jakieś ciuchy w rękę. Ona się szybko ubrała i pisząc mu na kartce szybkie ' przepraszam, potem pogadamy ' wybiegła z jego domu. Biegła jeszcze kawałek, o mało co nie skręcając kostki, bo jak tu biegać w 20 cm szpilach? Wpadła do swojego pokoju, wzięła walizki, spakowała się, porwała jeszcze trochę kasy i biegiem udała się na lotnisko. Za 15 był odlot samolotu do Londynu. Nasza bohaterka wykupiła ostatni bilet i szybko udała się do ' maszyny latającej ' jak to ona nazywa.

* kilka godzin później *

Spacerowała po Hyde Park starając się sobie przypomnieć noc z 4/5 grudnia 2014 roku. Niestety, nic to jej nie dało, ponieważ pamiętała tylko, że się z NIM całowała, nic więcej.

* tymczasem w LA *

Chodził po domu i nie mógł znaleźć sobie miejsca, bo cały czas myślał o NIEJ i o tym, co zrobili. Bał się porozmawiać o tym z kimkolwiek, nawet ze swoją siostrą, której się zawsze zwierzał. Był on osobą, która nie lubi chować w sobie uczuć. Podreptał do swojego pokoju, wziął gitarę i zaczął grać. Napisał piosenkę i zachował ją jak na razie dla siebie.

* 8 grudnia 2014 *

Biedna chodziła całą roztrzęsiona po domu i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Od wczoraj rano i wieczorem wymiotowała, babcia kupiła jej test ciążowy i wyszedł POZYTYWNIE! Biedna, poszła do swojego pokoju ( mieszka teraz u babci ), wzięła laptopa, weszła na SKYPE i zauważyła, że przy jego nazwie świeci się zielona lampka. Postanowił zadzwonić do niego.

- Hej. Mam sprawę. Pamiętasz to? Nie.... No to ci powiem c się stało. Jestem... W... Ciąży....

- AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! BĘDĘ CIOCIĄ!!!!

- RYDEL, NIC NIE GADAJ!

- Laura, co tu jest do gadania, mój braciszek będzie miała bejbi!!!!!

- Kto będzie tatą? 

- Ty ćwoku!

- Ja?

- Pogadaj sobie z Lau, Ross. Ostrożnie.

- Ross... Ja... 

- Nie, to ja przepraszam. Zrobiłem ci dziecko i pomogę ci je wychować.

- Dziękuję.

- Nie ma za co, a tak w ogóle to gdzie ty jesteś? 

- U babci w Londynie. Bałam się twojej reakcji i uciekłam z kraju

- Ahaa.... Trochę mi teraz głupio, bo niby się nienawidzimy, a teraz tak normalnie gadamy... To jest dziwne.

 - To nie jest dziwne, To miłość!

- RYDEL ZAMKNIJ SIĘ!- synchron to u nich nowość. Oczywiście skwitowali to szczerym śmiechem

* dwa dni później *

Ross po tłumaczeniu rodzicom, że będzie miał dziecko, że nie wiedział ,co robi bo był pijany, doczekał się powrotu Laury. Od razu jak ją zobaczył podbiegł o niej i mocno przytulił. Szeptał jej miłe słówka i że jej pomoże, tak jej zaimponował, że aż się popłakała ze szczęścia.

- Too... Nadal masz focha?

- Nie, już nie mam focha i obiecaj mi, że od teraz będziemy rozmawiać normalnie.

- Obiecuję.

- Chodźmy lepiej do domu, bo tu jest za dużo gapiów

- HAHAHAHAHAHAHA OKEJ! HAHAHAHAHHA- Laura wybuchnęła niepohamowanym śmiechem i ruszyła za Rossem do jego samochodu.

* 24 grudnia *

Po kolacji przyszedł czas na prezenty. Laura dostałą mnóstwo prezentów, ale tylko jeden fakt jej nie cieszył. Nie dostała ŻADNEGO prezentu od Ross'a.

- Lauro, czy możesz tu podejść? - Ross spytał Laurę jak jakiś gościu z filmu. Laura podeszła do Rossa i stanęła z nim twarzą w twarz. On zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Riker oczywiście nagrywał całe to zajście.- Może to zabrzmi banalnie i prosto, ale kocham cię. Mam pytanie. Lauro Marie Marano, wyjdziesz za mnie?- Laura stałą z otwartą buzią przez około 15 minut i w końcu udało jej się wypowiedzieć jedno słowo. Jedno słowo, które zmieniło życie Rossa i Laury

- TAK! - powiedziała i przytuliła Rossa. Od dzisiaj na jej palcu zawitał piękny pierścionek z dwoma serduszkami. Serduszka były połączone, a na nich ' R ' i ' L'

THE END!

Notka:

 Zapraszam wszystkich na moje blogi:

 www.raura-kinga-story.blogspot.com

www.lauravanessa-smile.blogspot.com

Do napisania! :)

piątek, 3 kwietnia 2015

One Shot ~ Jools

Poznali się w domu dziecka. Mieli wtedy po 8 lat. Zaprzyjaźnili się. Byli, a raczej są nie rozłączyni. Ona i on. Dziś mają po 19 lat. Czyli rok temu Laura i Ross wyszli z domu dziecka. Zamieszkali razem. Nie jako para, tylko najlepsi przyjaciele pod słońcem.

Piątek, rano.
Jak zwykle, Ross obudził się pierwszy. Spał plecami do Laury. Jak zwykle, też po obudzeniu, przekręcił się w jej stronę i objął ją ręką. Wtulił twarz w jej włosy.
-Wstawaj. - usłyszał jej zaspany głos.
-Jeszcze 5 minut. - ziewnął.
-Nie będę czekać 5 minut na śniadanie.
-Ale dlaczego ja? - jęknął.
-Bo ja byłam wczoraj? Była umowa, pamiętasz? Raz ty, raz ja. A dzisiaj jest twoja kolej. Wyginaj do kuchni!
-No już, już. Wszystko dla jaśnie pani. - powiedział po czym wstał i udał się do kuchni. Laura w tym czasie zdążyła się ubrać. Zeszła na dół do kuchni gdzie czekały na nią ślicznie podane... Płatki z mlekiem.
-Wow. Żeś się postarał.
-Co nie? - zapytał ironicznie. - Jestem z siebie dumny.
-O rany! Zapomniałam, że się umówiłam z Raini. Musze iść. Pa! - krzyknęła i wybiegając cmoknęła blondyna szybko w policzek. A raczej w końcik ust. Mały szczegół, a jednak coś zadział. Ross poczuł dziwne uczucie w brzuchu. Miał tak od kilku dni. W zasadzie zawsze ich znajomi mówili, że wyglądają razem uroczo. Wszyscy brali ich za parę.
Ross zignorował to uczucie i poszedł się ubrać. Pościelił łóżko i zabrał się za sprzątanie w kuchni po śniadaniu. Lecz nie myślcie, że Lau go wykorzystuje. Na początku ich mieszkania razem, zawarli umowę, która polegała na tym, że na zmianę będą się zajmować domem. Dziś przypada kolej Ross'a. Sprzątanie całego domu zajęło mu ok. półtorej godziny. Kolejną godzinę przeznaczył na oglądanie telewizji. Później zasnął na kanapie. Spał może z pół godziny. Obudził go trzask zamykanych drzwi i krzyk Laury.
-ROOOSSSSS!!
-Mała, nie krzycz. - chciał wstać z kanapy, ale Laura mu to uniemożliwiła, siadając na nim okrakiem. Znowu to dziwne uczucie.
-Zgadnij co się stało. - uśmiechnęła się szeroko i zaczęła podskakiwać na jego kolanach z podekscytowania.
-Em... No nie wiem... No... Buty po przecenie?
-Nie! Znaczy też... Zgadnij na kogo wpadłam. - cały czas skakała.
-Nie mam pojęcia... Bruno Mars?
-Nie... A szkoda. No więc uwaga: spotkałam, a raczej wpadłam na Dylana Sprouse'a!
-Tak? Super! OMG! Normalnie szo...
-Nie wiesz kto to prawda? -powiedziała brunetka, a Ross uśmiechnął się. - Ygh... Dylan Sprouse... Ten aktor... Nie ważne. No i.... Zaprosił mnie na randkę! Wow! - krzyknęła szczęśliwa i zaczęła się jeszcze bardziej gibać. Doszło by do tego, że wywaliła by się do tyłu, ale wystraszona kurczowo złapała się szyji chłopaka.
-To ja może powoli zejde. A właśnie muszę się szykować.

Laura zeszła ma dół i stanęła przed Ross'em.
-No... I jak wyglądam? - spytała uśmiechnięta obracając się wokół własnej osi.
-Wyglądasz... Nieziemsko... Wow.
-Dziękuję - odpowiedziała i zarumieniła się. Nigdy wcześniej się nie rumieniła, jak Ross prawił komplementy. Dziewczyna bez wahania przytuliła blondyna. Po chwili tulenia Ross odsunął się od niej na kawałek, jednak jego ręce zjechały z pleców na jej biodra. Zaś Laura swoje dłonie przeniosła z jego karku na jego tors. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Ross nie mógł tak dłużej wytrzymać i przybliżył swoją twarz do jej twarzy. Ledwo musnął jej pełne i czerwone usta, a tu nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
-Em... To pewnie Dylan. - szepnęła. Ross lekko pokiwał głową i odsunął się na bok. Z boku przyglądał się parze. Słyszał jak Dylan mówi jej czułe słówka, a Laura tylko się uśmiechała. Tylko Ross sprawił, że się zarumieniła.

Było po 22. Ross właśnie wrócił z pracy. Skierował się do ich wspólnej sypialni.
-Laura? Co się stało? - spytał z troską. Na łóżku leżała zapłakana brunetka.
-Ta randka to najgorsze co mnie w życiu spotkało.
-Czy... On coś... Czy on cie skrzywdził? - spytał, a jego mięśnie się napięły.
-Nie... Znaczy, nie tak jak Ty myślisz.
-Ciii.... Maleńka. Nie płacz. - przytulił ją do siebie.
-Gdy rozmawialiśmy powiedziałam trochę o sobie. Później stwierdził, że nie chce dziewczyny z domu dziecka oraz takie co mieszka z innym.
-Co za kretyn. Lau, jesteś piękna i mądra. I cała jesteś cudowna. Ten skurwiel nie wie jaki skarb stracił. A ja... Ja się zakochałem w twoim pięknym uśmiechu. W twoich ślicznych oczach. W całej tobie. Eh... Szaleją za Tobą jak jakiś.... - Nie dokończył, bo Laura go namiętnie pocałowała.
-Ja ciebie też.
-No wiesz! Ja co tu normalnie wykład o tym jak bardzo cie kocham, a ty mi tu wyjeżdżasz z mmmm... - znowu go pocałowała, lecz tym razem namiętniej.

_________________________________

Mam nadzieje, że wam się spodoba. Bo pisałam go na telefonie i tata zadzwonił i nie zdążyłam napisać i musiałam jeszcze raz ;(
Nie ważne. Jakby co jestem w San Diego xd

I niech pandzia moc będzie z wami! ;*

czwartek, 2 kwietnia 2015

One Shot cz. I ~ Kinga

On - przystojny, utalentowany, znany
Ona - piękna, utalentowana, niestety mało znana.

- Zamknij się już tleniona blondynko!
- Sama się zamknij idiotko! 
- Cham 
- Idiotka 
- Ciota 
- Dekiel 
- Debil 
- Kocham cię - on
- Ją ciebie też - ona - Debil
- Słodka idiotka 
- Czekaj. Wróć! Ty powiedziałeś co chamie?! Ty tleniony białasie, ty debilu! Coś ty powiedz.... - jej krzyki przerwał namiętny pocałunek z jego strony, który nasza nic nie myśląc bohaterka odwzajemniła.

- Coś tu za cicho...
- Może ich jeszcze nie ma?
- Są. Widziałam jego kurtkę i jej bluzę.
- Wychodzimy!- krzyknął i wraz ze swoją ukochaną wybiegli z budynku. Po kilku minutowym biegu znaleźli się w parku ( oczywiście wcześniej biorąc kurtkę i jej bluzę ) - Przepraszam, że byłem takim idiotą.
- To ją przepraszam za mnie i moje głupie odzywki.
- Czyli rozejm?
- Rozejm - on ją przytulił na te słowa

* dwa tygodnie później w jego domu *

- Hej słodka - powiedziała jego siostra
- Hej śliczna - odpowiedziała jej i ją przytuliła 
- Gotowa na długą zabawę? - spytała jego siostra 
- Tak! - krzyknęła jej przyjaciółka. Nagle na schodach pojawił się ON. O mało co się nie wywrócił widząc JĄ. Uśmiechnął się, gdy spojrzał na jej sukienkę. Była w jego ulubionym kolorze. Poczuła jego wzrok na sobie i spuściła głowę rumieniąc się przy tym. Siostra spojrzała na niego pytającym wzrokiem. On na to wzruszył ramionami i pociągnął dziewczyny do salonu, gdzie impreza trwała już w najlepsze. Przy konsoli stał jego młodszy brat i oczywiście miksował największe hity. Nagle szatyn puścił wolną muzykę. ON wykorzystał tą szansę i pociągnął swoją ukochaną na parkiet i przytulił się do niej. Najmłodszy z rodzeństwa zobaczył jak jego przyjaciółka całuje się z jakimś typem. Jak się okazało, jest to jego brat.

* narrator *

Ona przerywa pocałunek i idą w stronę kuchni. On jednak skręca do góry i idą do jego pokoju. Drzwi zamyka na klucz i tu im się urywa film...

_________________________________

WOOOW! Cudowny OS.  Czekamy na kolejną część.

One Shot ~ Jools cz. II

Na ślub zjechała się cała rodzina Ross'a oraz Laury. Także jej ojciec. Brunetka siedziała w pokoju i wyglądała przez okno. "spory tłum", pomyślała. Nagle usłyszała pukanie.
-Proszę.
-Cześć. Przeszkadzam?-spytał się Damiano Marano.
-Nie... - odpowiedziała cicho. - Znaczy... Zaraz jest ślub i no wiesz... Musze na nim być i...
-Mam coś dla ciebie. - przerwał jej i zza pleców wyciągnął duże pudełko.
-Co to? - spytała odbierając podarunek.
-Prezent ślubny. Otwórz. - jak prosił tak, też zrobiła. W środku znajdował się biały materiał. - Wyciągnij.
Wyciągnęła, a jej oczom ukazała się przepiękna suknia ślubna.
-Wow... Ale cudna. Ale skąd ty...?
-To suknia ślubna twojej matki. Pamiętam mój zachwyt kiedy ją poraz pierwszy w niej zobaczyłem. Była piękna. - powiedział i uśmiechnął się smutno. - To będzie wynagrodzenie i przeprosiny, za to, że byłem strasznym egoistą. Mam nadzieje, że jesteś szczęśliwa. - powiedział i skierował się do drzwi.
-Tato! - zatrzymała go, a ten się obrócił. - Dziękuję. - dokończyła.

Gdy pan Marano wyszedł, Laura ubrała się w suknie ślubną mamy. Idealnie na niej leżała. Została jeszcze tylko fryzura. Zawołała Delly.
-To w czym mam ciiii..o mamusiu! Jaka ty jesteś piękna! Mój brat ma szczęście. - uśmiechnęła się szeroko i przytuliła brunetke. Po chwili Rydel zabrała się za fryzurę Laury. Efekt był niesamowity.

Ross czekał już na pannę młodą przed ołtarzem. Nagle drzwi od kościoła się otworzyły. Weszła przez nie Laura, prowadzona przez swojego tatę. Blondyn nie mógł oderwać od niej wzroku. Była przepiękna. Doszli do ołtarza. Rozpoczęła się ceremonia.

Na weselu nie obyło się bez śmiechu, tańca, alkoholu i śpiewania. Nagle na mini scenkę wszedł, znienawidzony przez Ross'a, jego kuzyn - Taylor.
-Proszę wszystkich o uwagę! Mój ukochany kuzyn się ożenił. I w dodatku z piękną kobietą. Chce co z całego serca pogratulować. W końcu możesz przejąć kasyno, nie? O to chodziło Ci od początku. O.... Twoja żona jest lekko zaskoczona jak widzę. Nie powiedziałeś jej? To ja to zrobię. Ross poślubił Laure tylko po to, żeby przejąć po ojcu całe kasyno! Cała kasa będzie... A właściwie już jest.
-Ross to prawda? - spytała brunetka.
-Ja... Tak... - odparł z rezygnacją. - Znaczy na początku tak było. Ale już nie jest. Zakochałem się w tobie. Kocham cie najbardziej na świecie, a...
-Zamilcz! Nie chcę Cię wiedzieć już nigdy!- krzyknęła i wybiegła z sali.

Ross szukał jej do późnego wieczora. W końcu zrezygnowany pojechał do domu. W szedł do sypialni. Przez okno zobaczył Laure stojącą na balkonie.
-Laura, ja... Przepraszam. Naprawdę. Przepraszam.
-Ross. Potrafiłam co wybaczyć, że zostałam wręcz zmuszona do przyjazdu tutaj. Wybaczyłam to, że groziłeś mojemu ojcu. Ale bawienie się uczuciami... To jest coś czego wybaczyć nie potrafię. - w jego oczach zebrały się łzy. - tak samo nie potrafię cie przestać kochać. - na te słowa żywo podniósł głowę.
-Kocham Cię. Najbardziej na świecie.
-Przysięgnij, że już mnie nigdy nie skrzywdzisz.
-Przysięgam na wszystko. - powiedział patrząc jej  w oczy.

Ta historia zaczęła się nie ciekawie. Poznali się w kiepskich okolicznościach.
A jednak historia zakończyła się...
Happy End 'em

_______________________________

Au uuu... Paluszki mnie bolą.... Nóżka mnie boli. Serio!tańczyłam i coś mię tam tego. Wracając. Druga część! Yey! Mam wrażenie, że to sknociłam... A wy?

I niech pandzia moc bd z wami! ;*

środa, 1 kwietnia 2015

One Shot ~ Jools cz. I

Młoda, piękna kobieta. Laura Marano. Lat 20. Utalentowana. Świetnie śpiewała. Świetnie tańczyła. Miała tylko ojca, który no... Lubił trochę wypić. Ale krzywdy córce nigdy by nie wyrządził. Matka zmarła jak miała 8 lat. Na białaczkę. Nie dawno zerwała z chłopakiem. Nie przejęła się tym zbytnio. Żyła pełnią życia. Do czasu...

Było ciepłe popołudnie. Laura właśnie wróciła do domu po szkole tańca.
-Tatuś! Wróciłam! Gdzie jesteś? - krzyknęła w głąb domu.
-Tutaj. - opowiedział bez emocji.
-Ale jazda. Mówię ci. Mamy nowego instruktora tańca. Niezły. Beth też się podobał, hahaha  ale ta idiotka wpadła na niego. A on miał w łapie kawę hahaha i... - przerwała kiedy weszła do salonu. Bowiem zastała tam swojego ojca i jakiegoś blondyna. Na oko w jej wieku. Może o rok starszy. - A to kto? - spytała miło. Biedna nie wiedziała co ją czeka...
-To jest Ross Lynch...
-Miło mi....
-... Twój mąż. - dokończył Damiano.
-Co takiego?!
-Cudownie jest w końcu cie zobaczyć. - powiedział i podszedł do niej. Ta oszołomiona stała w miejscu,więc blondyn pogłaskał ją po policzku. - Jesteś jeszcze piękniejsza, niż na zdjęciu. Tatulek mówił, że śpiewasz i tańczysz. Śpiewać możesz mi wieczorem do snu. A zatańczymy razem na naszym weselu.
-Chwila stop! Jakie mąż?! Jakie wesele?! Śpiewanie do snu?! Jaja sobie robicie?! - krzyknęła zdenerwowana.
-Jaka zadziorna. Damianuś tego mi nie mówiłeś. - uśmiechnął się promiennie. Lecz po chwili jego twarz, znowu stała się poważna. - słuchaj kochanie. Tatuś przegrał w moim kasynie. Jesteś moja. Czy chcesz czy nie. No chyba, że tatuś ma dołączyć do twojej mamusi. Spakuj ciuchy, czy co tam se chcesz i jedziemy. - rozkazał stanowczym głosem.
  Laura nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Ostatecznie poszła się spakować. Nie chciała przecież, żeby ojcu coś się stało. Nie wiedziała nawet, czy to co mówił ten koleś, było do końca prawdą. Wolała nie ryzykować.
Już spakowana zeszła na dół, gdzie czekał jej "mąż".
-Świetnie. Gotowa do drogi? - nic nie odpowiedziała. - okey... To pożegnaj się ze swoim tatą. - Laura tylko przejechała po obu mężczyznach wzrokiem i bez słowa wyszła z domu.
-Ta... No! Miło się robi z Tobą interesy Damianuś. - chciał już wychodzić, lecz zatrzymał go głos Marano.
-Chroń ją... Proszę... - powiedział błagalnie.
-Ej... Zajmę się nią.

Jechali w ciszy. Ross za kierownicą, a Laura na miejscu pasażera. Po chwili chłopak nie wytrzymał i położył jedną dłoń na udzie brunetki. Lau spojrzała w jego stronę, po czym odwróciła głowę ponownie do szyby.
-Wiesz... Nie będzie tak źle. Że mną będzie Ci dobrze. Zajmę się Tobą. Tylko daj mi szansę, dobrze? - spytał z nadzieją. Dziewczyna mimowolnie się uskiechbela. - Pod wieczór dojechali do ogromnej willi.
-Wow. - wyrwało się dziewczynie. - Ten dom jest Twój? - spytała.
-Nasz. - uśmiechnął się do niej i objął ją w pasie. - Laura była już na tyle zmęczona, że nie miała siły się opierać. Natłok wrażeń z dzisiaj to... to dla niej za wiele. - Chodź, oprowadze cie.

Ross pokazał Laurze każdy zakamarek jego... przepraszam: ich... domu. Na koniec zostawił najlepsze.
-A tu... Nasza sypialnia. - powiedział otwierając drzwi od pokoju.
-I my mamy tu spać? Razem? - spytała.
-Tak razem. No bo w końcu my... Jesteśmy razem. - zmieszał się lekko.
-Inaczej sobie wyobrażałam moje wyjście za mąż. - powiedziała.
-Tak? Jak? - spytał rozbierając sieci bokserek. Wszedł do łazienki i zaczął myć zęby. Laura zaś mu się przyglądała. Był dobrze zbudowany i nieziemsko przystojny. Może nie jest taki zły? Postanowiła dać mu szansę.
-Piekna... odpowiesz mi?
-Przepraszam. Zamysliłam się.
-Pewnie o mnie myślałaś, co? - uśmiechnął się szelmowsko i zrobił tzw. brewki.
-Ależ oczywiście - zamiała się również. Ross ucieszył się z poprawy humoru dziewczyny.
-Okey, umyj się, przebierz, czy... co tam zazwyczaj panny robią w łazience i dokończymy zaraz te rozmowę - puścił jej oczko i wyszedł z łazienki. Brunetka przebrała się w ciuchy do spania, umyła zęby i wróciła do sypialni. Ross czekał na nią pod kołdrą i bawił się telefonem. Dostrzegł Laure i uśmiechnął się. Poklepał miejsce obok siebie. Po chwili dziewczyna znalazła się obok niego.
Leżeli w ciszy. Nagle Laura obróciła się do niego bokiem.
-Dobra! Musimy sobie wszystko wyjaśnić. - powiedziała z determinacją w głosie i oczach.
-No to słucham.
-Po pierwsze: Dlaczego ja?
-Twój ojciec przychodziło mnie do kasyna. Upijał się. Wyciągał twoje zdjęcia i mówił o Tobie jaka to ty jesteś wspaniała.
-To mi nic nie wyjaśniło.
-Porostu spodobałaś mi się. Najzwyczajniej się w tobie zakochałem.
-Em.. Okey... To... Co teraz?
-Teraz? Teraz będziesz ze mną mieszkała i wiodła beztroskie życie ze mną. - uśmiechnął się.
-Ta... A kim my jesteśmy dla siebie?
-hm.... Dobre pytanie. Jesteś... Moją żoną.
-Tak? A jeśli ja nie chce? - spytała patrząc na niego spod rzęs.
-Nie chcesz ze mną być?! To bolało! - "zapłakał" i odwrócił się do niej plecami. Laura zaśmiała się pod nosem. Teraz miała pewność, że nie będzie źle. Przytuliła się do jego pleców i szepnęła mu na ucho:
-Możemy spróbować.
-Serio? Chcesz tego?
-No... Tak między nami. To też mi się spodobałeś. - na to zadanie chłopak uśmiechnął się szeroko. - Ale ci... Nikomu nie mów. - szepnęła, a Ross odrzucił głowę do tyłu, znosząc się śmiechem.
-Nawet nie wiesz jak się ciesze. Zobaczysz przy mnie niczego ci nie będzie brakować. Będę dobrym mężem. I ojcem!- krzyknął radośnie.
-Haha.... Zaraz! Ja nic nie wiem o żadnych dzieciach.
-No co? Ja chce mieć potomstwo.
-O nie nie. Najpierw ją chce mieć prawdziwe wesele.
-Co tylko będziesz chciała. To co? Buzi i dobranoc?- teraz dziewczyna zniosła się śmiechem. Odwróciła się od niego i zasnęła.
-No ale buzi jeszcze!

*Miesiąc później*

Dziś się odbyć ślub naszej pary. Przez ten miesiąc Laura zakochała się w blondynie po uszy. Brunetka zaprzyjaźniła się z jego siostrą. Rydel. Właśnie się stroiły na ślub.
Natomiast Ross i jego bracia również, ale w innym pokoju.
-I ona się zgodziła za ciebie wyjść? - spytał Riker.
-No skoro mnie kocha...
-Kocha? Czyli jej nie powiedziałeś.-stwierdził Rocky.
-Chłopaki. To teraz nie istotne. Ja się z nią żenie, bo ją kocham. Ona za mnie wychodzi, bo mnie kocha. I koniec gadki.
-Jeśli ją kochasz to powiesz jej prawdę? - spytał Ell.
-To nie będzie potrzebne...

_________________________________

CZ. I. Tak podzieliłam to na części, bo nie wyrabiam. Tia.... Co za tajemnice skrywa Ross?
Jakieś propozycje?
Aha i ten OS. To być może skrócony blog, który być może założę.
soreczka za błędy. Ale ślepka mnie bolą. Xd. Dobra... Spadywuje.

I niech pandzia moc bd z wami! ;*

niedziela, 29 marca 2015

One Shot ~ Jools

Pewnego wiosennego dnia, pewna rodzina - Lynch - jechała na wycieczkę.
15-letni Ross, przeżywał wtedy "okres buntowniczy"
-Hej, młody co robisz? - spytał 18-letni Riker.
-Nic. - odparł nawet na niego nie patrząc.
-Aha, czyli lampisz się na konsole bez powodu?
-Nom.
-Stary, co się z Tobą dzieje? Dziewczyna cie rzuciła? - pytanie zadał tym razem 16-letni Rocky.
-Ja nie mam dziewczyny, okey?! - warknął młody blondyn.
-Chłopcy zostawcie go w spokoju. - powiedziała spokojnie ich mama Stormie.
Ross mruknął pod nosem :"No nareszcie", poczym znów zatracił się w grze.
Parę godzin później, wszyscy spali. Oprócz ich taty Marka, który prowadził samochód i Ross'a, który dalej grał w grę. Niestety Mark po wielu godzinach za kierownicą także odczuwał zmęczenie. Odczuwał je na tyle, że nie zauważył dziewczyny, na środku ulicy. Ross oderwał na chwile wzrok od gry i spojrzał przed siebie.
-Tato uwazaj! - krzyknął budząc przy tym wszystkich. Sam Mark się ocknął i próbował ominąć dziewczynę, którą strach sparaliżował. Dziewczyna też jakby dopiero teraz się obudziła i skoczyła z drogi. Mark szybko zahamował.
-Czy wszyscy są cali? - spytał łapiąc oddech. Cała rodzina przytaknęła. - To dobrze. Pójdę sprawdzić co z tą dziewczyną. - Jak powiedział tak zrobił. Lynch'owie wyszli z auta. Rocky i Riker poszli załatwić się do lasu. Rydel grzebała trampkiem w ziemi. Ross zaś... grał w grę. Zupełnie jakby to co się działo przed chwilą nie miało miejsca.
W tym czasie Mark przyniósł na ręką małą istotke.
-Mój Boże. - szepnęła Stormie i zakryła usta dłonią. W tym czasie Rocky i Riker przyszli.
-Ale ona słodka. - powiedziała Rydel.
-Taka... delikatna.
Całą sprawą zainteresował się nawet Ross. Podszedł do taty i opierając dłoń na jego ramieniu, pociągnął się na palcach, przyglądając się dziewczynie.
-Ona... Nie żyje? - spytał patrząc na jej lekko zarumienioną twarzyczke.
-Rossy nie bądź nie mądry.- powiedziała czule Stormie i przeczesała mu włosy, które natychmiastowo roztrzepał.
-Musiała uderzyć głową o drzewo i straciła przytomność. - rzekł Mark.
-Weźmiemy ją? Proszę, Proszę.
-Riker. To nie jest pies. - zganiła go siostra.
-No, ale wiesz o co chodzi.
-Nie możemy jej tak zostawić.
-Ross usiądziesz z nią z tyłu? - spytała jego mama.
-Ale dlaczego ja?! - oburzył się, chociaż gdzieś w środku miał tzw. motylki w brzuchu. Po chwili Lynch'owie i tajemnicza dziewczyna, ruszyli dalej. Ross w końcu uległ. Usiadł obok nie przytomnej dziewczyny. Ponieważ jechali przez drogę, w której było mnóstwo dziur, w końcu dziewczyna opadła na kolana Ross'a. Chłopak zdezorientowany oderwał wzrok od gry i spojrzał na kruchą istotke. Była piękna. Brunetka z jasnymi, lokowanymi końcówkami. Ross przez ułamek sekundy był ciekaw koloru jej oczu. Bardzo chciał je zobaczyć. Po chwili położył jedną dłoń na jej brzuchu i przesunął bliżej siebie. Uśmiechnął się pod nosem. Rydel w tym czasie odwróciła się do młodszego brata. To co zobaczyła wywołało u niej szeroki uśmiech. Ross czując na sobie wyrok siostry spojrzał na nią.
-Żeby nie spadła. - zapewnił ją. Blondynka tylko pokiwała z uśmiechem głową i się odwróciła z powrotem.

Lynch'owie dojechali do celu swojej podróży, czyli ich domku letniskowego. Mark otworzył tylnie drzwi samochodu i chciał wyciągnąć brunetke, jednak uprzedził go Riker.
-Ja chcę, ja! Ona jest taka słodziutka. To będzie moja druga młodsza siostra.- powiedział poczym podniósł ją i skierował się w stronę domku.
-Kochanie. Nie wiemy, czy ktoś jej nie szuka.
-No,ale... zanim się ktoś zgłosi. Ona potrzebuje na ten czas rodziny. Nie? - spytał z nadzieją.- gdzie będzie spać?
-Może u mnie? - spytał cicho Ross.
-Skoro chcesz. - uśmiechnęła się ciepło Stormie. Jednak zaraz jej uśmiech zniknął. - Ale nie myśl, że też tam będziesz spać. Ty pójdziesz spać do Ryland'a. - powiedziała stanowczo. Ross podniósł ręce w geście obrony.

Brunetka obudziła się z lekkim bólem głowy. Nie wiedziała gdzie się znajduje. Jej pierwszą myślą było,  że została uprowadzona. Jednak jej myśl szybko została rozwiana, bo do pokoju, w którym spała weszła blondynka.
-O! Obudziłaś się! Jak fajnie. Poczekaj! Pójdę po resztę. - dziewczyna nie zdążyła nic powiedzieć, bo młoda blondynka szybko wyszła. Zaraz jednak wróciła, z całą grupą.
-Dzień dobry, kochanie. Wyspałaś się? - powiedziała kobieta. Dziewczyna tylko pokiwała głową.
-A co ty robiłaś w lesie? - tym razem zadał pytanie Riker. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.
-A jak masz na imię? - spytał Ross. W końcu mógł zobaczyć jej oczy. Miała ładne oczy. Błyszczące, głębokie, o kolorze czekolady.
-Laura. - powiedziała i spojrzała na niego. Chłopak w duszy uśmiechnął się, ponieważ tylko na jego pytanie odpowiedziała. Niby nic. A jednak blondyn poczuł się szczęśliwy. Godzinę później wszyscy się przedstawili. Laura za to się bardziej otworzyła dla nich.
-Nie pamiętam, co robiłam w tamtym lesie. Jedyne co wiem to moje imię. To wszystko. - skończyła mówić.
-Laurka, może chcesz wyjść na świeże powietrze? Tak długo spałaś. - powiedział Mark.
-Ja ją zabiorę. - powiedział żywo Ross i pociągnął ją na zewnątrz.
-Myślę, że Laura spadła nam z nieba. - uśmiechnęła się Rydel.
-Czemu?
-To proste. Ona zmieni Ross'a. Zobaczycie.

W tym samym czasie Laura i Ross spacerowali po pobliskiej łące.
Dziewczyna zbierała mlecze i robiła z nich wianek, natomiast Ross szedł z rękami w kieszeni i przyglądał się brunetce.
-Pokazać ci coś? - spytał po chwili Ross.
-Co takiego?
-Zobaczysz.
Chwilę później znaleźli się pod ogromną wierzbą płaczącą. To jednej z gałęzi przymocowana była huśtawka. Oboje się na niej zmieścili. Laura skończyła swój wianek i nałożyła Ross'owi na głowę. Zaśmiała się.
-Bardzo ładnie wyglądasz. - uśmiechnęła się szeroko, co Ross odwzajemnił.
-Nie znam cie długo, a już Cię bardzo lubię. - powiedział blondyn i wyciągnął jednego kwiatka z wianka na głowie i podał dziewczynie. Brunetka na ten gest lekko się zarumieniła.
-Mam to samo. Wracamy?

Od tamtych wydarzeń minęło 6 miesięcy. Ross i Laura zostali najlepszymi przyjaciółmi. Dzięki niej, blondyn znowu był pełnym życia, ciągle się uśmiechającym chłopakiem. Przez ten czas dziewczyna mieszkała z Lynch'ami. Ponad to Mark i Stormie rozmieszczali w tamtych okolicach zdjęcie Laury i ich numer oraz adres, w nadziei, że rodzina dziewczyny odnajdzie swoją zgubę. Kochali Laura jak córkę. Chcieli by z nimi została, ale wiedzieli, że ktoś może za nią tęsknić. To właśnie 15 kwietnia nastąpił ten oczekiwany, a zarazem okropny dla wszystkich moment.
Ross i Laura jak zwykle wygłupiali się na dywanie. Chłopak rzucił się na dziewczynę, czym skutkiem był ich upadek. Blondyn zaczął łaskotać dziewczynę. Po chwili opadł zmęczony obok niej. Dziewczyna przytuliła się do jego boku, kładąc mu głowę na klatkę.
-Kocham cie Laura. - powiedział obejmując ją ramieniem.
-Jak siostrę? Czy jak dziewczynę? - spytała z nadzieją w głosie. Chłopak nic nie odpowiedział. Nawet nie zdążył, bo do jego pokoju wpadł Ryry. Był cały blady.
-Laura, ktoś do ciebie. -szepnął. Dziewczyna wstała,  natomiast Ryland podszedł do brata.
-Powiedziałeś jej?
-No tak jakby.
-A ona coś powiedziała?
-No tak jakby.
-A... - zaczął jednak przerwał mu głos Riker'a.
-Ross! Chodź tu szybko!

Ross szybko zbiegł po schodach. Jednak natychmiast się zatrzymał, kiedy zobaczył dwójkę ludzi i Laure.
-Co się dzieje? - spytał obawiając się najgorszego.
-Ross... To są rodzice Laury.
-Nie... Nie! - krzyknął ze łzami w oczach. Podszedł szybko to państwa Marano. - Nie możecie mi jej zabrać. - powiedział, a raczej jeknął. Odwrócił się od nich. Zobaczył, że nie ma z nimi Laury. Pędem pobiegł do jej pokoju. Zastał tam panującą się brunetke. Płakała. Chłopak bez słowa podszedł do niej i od tyłu ją przytulił. Dziewczyna momentalnie rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Cii... Nie płacz. - szepnął i zacisnął ręce.

Pani Ellen, jeszcze raz dziękowała Lynch'om za ratunek i pomoc dla jej córki. Laura zeszła się ze wszystkimi pożegnać. Wszystkich przytuliła i dała po dwa buziaki dla każdego. Jeden buziak na jeden policzek. Na końcu został jej Ross.
Uściskała go,  poczym lekko się od niego odsunęła. Pocałowała go w jeden policzek, w drugi, a na koniec przelotnie  w usta. Odsunęła się od niego już na większą odległość po czym szybko uciekła do samochodu.

Siedząc z tyłu, patrzyła na krajobraz za otwartym oknem. Nagle zobaczyła Ross'a na rowerze. Jechał równo z jej samochodem.
-Co ty robisz?!
-Musisz nas jeszcze kiedyś odwiedzić! -  krzyknął.
-No dobra, ale co ty odwalasz?! Oszalałeś?!
-Tak! Oszalałem z... - ni usłyszała już, bo Ross się zatrzymał, a samochód Marano wjechał w tunel.

Od wyjazdu Laury minęły 3 lata. 18-letni już Ross nie mógł zapomnieć o Laurze. Jego pierwszy pocałunek był z nią. Pierwszy i ostatni. Tak zgadza się. Ross nie całował się z nikim innym. Tylko raz z Laurą. Obiecał sobie, że nie będzie miał dziewczyny. Chciał Laury. A nawet nie wiedział czy nadal mieszka w tym mieście.
W tym roku rodzina Lynch znowu przyjechali do swojego domku. Ross siedział u siebie. Po chwili usłyszał pukanie.
-Proszę.
-I jak się trzymasz braciszku? - spytała Rydel. Chłopak westchnął i odwrócił głowę.
-Tęsknię za nią. - szepnął łamiącym się głosem, a z jego oczu poleciały łzy.
-Oh, Ross... Ja... - przerwał jej dźwięk klaksonu. Podeszła do okna. Zobaczyła czarny samochód. Lekko się zdziwiła, bo przecież żadnych krewnych nie zapraszali. Jednakże bardziej się zdziwiła się, gdy zobaczyła kto z niego wysiada.- O mój Boże! Ross! Chodź zobacz!
Blondyn nie chętnie wstał i podszedł do okna. Nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Niczym torpeda wyleciał z pokoju, a następnie przed domek. Stanął z nią twarzą twarz. Ross był nią oczarowany. Zmieniła się przez te 3 lata. Urosła. Wyładniała. Jest już kobietą. Chłopak otrząsnął się z pierwszego szoku. Podbiegł do niej i obrócił wokół własnej osi.
-Tak strasznie za Tobą tęskniłem. - powiedział i ją postawił.
-Ja jeszcze bardziej. - uśmiechnęła się.
-Nie dawałaś znaku życia przez 3 lata i byłbym na ciebie zły... - powiedział poważnie, a Laura przybrała skurszoną minę - Ale, że z ciebie taka laska się zrobiła, że prostu nie potrafię. - dokończył i ponownie ją przytulił.
-Ty też się zmieniłeś. Włosy ci urosły. Wiesz jak teraz ładnie ci będzie w wianku? - spytała ze śmiechem.
-Pamiętasz może jak Ci mówiłem, że Cię Kocham? A ty się spytałaś, czy jak siostrę. Albo jak jechałem na rowerze obok twojego samochodu. Mówiłaś, że oszalałem. Pamiętasz? - pogłaskał ją po policzku.
-No...
-Kocham cie jak dziewczynę. Oszalałem na twoim punkcie. - szepnął.
-Ja ciebie też kocham - powiedziała i chciała go pocałować, jednak blondyn lekko się odsunął. - Co się stało?
-Jest jeden problem.- powiedział poważnie.
-Jaki? - spytała przerażona.
-Żenie się.
-Co? Z kim? - spytała łamiącym głosem.
-Ona jest piękna i cudowna.
-Tak? To fajnie. - powiedziała smutna, a w oczach zbierały się łzy.
-I mam to ciebie pytanie.
-Jakie?
-Wyjdziesz za mnie?- spytał z głupim uśmiechem.
-Co?! Idota! Nie nawidze cie! - krzyknęła i pocałowała go bardzo namiętnie.

_________________________________

Paluszki mnie bolą, ale czego się nie robi dla was, nie?
Dobra bez zbędnych...
Komentujcie..

I niech pandzia moc bd z wami! ;*

czwartek, 26 marca 2015

One Shot ~ Jools

Opowiem Wam teraz historie,  pewnej dziewczyny...
To był jeden z najbardziej zimnych dni w tym roku. Dużymi krokami zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Pewna brunetka- Laura Marano- wracała późnym wieczorem do domu po świątecznych zakupach. Cała obładowana pakunkami i zmarznieta szła ulicami Nowego Yorku. Nagle potrącił ją jakiś facet, co poskutkowało tym, że wszystkie torby jej  upadły.
-Mówi się, przepraszam!- krzyknęła do biegnącego mężczyzny, który i tak  był za daleko by cokolwiek usłyszeć.
-No świetnie!  I jak ja teraz wrócę do domu?- zapytała samą siebie.
-Możemy ciebie zabrać.- usłyszała za sobą głos.  Odwróciła się i ujrzała piątkę ludzi. Blondynkę,  dwóch brunetów i dwóch blondynów z czego jeden z nich wydawał się być w jej wieku. Wyglądali na miłych ludzi. Laura miała takie uczucie,  że może im zaufać.
-Byłoby super- chłopcy pomogli jej wsadzić torby do bagażnika i mogli jechać. Podczas drogi zdążyli się zapoznać.  A nawet zaprzyjaźnić.
                                         ***
Gdy dotarli na miejsce brunetka jeszcze raz podziękowała za pomoc i weszła do mieszkania.
Następnego dnia,  Laure obudził dzwonek.  Okazało się,  że to kurier z dwoma bukietami czerwonych róż i dwoma pudełeczkami bombonierek.  W obu podatkach był liścik . W pierszym:

"Najsłodsza Lau, 
Pisze do ciebie ten list, gdyż od wczoraj nie mogę przestać o tobie myśleć. Słaby jestem w takich rzeczach,  wiec się powtórzę. Cały czas o tobie myślę. ~E. Ratliff"

Tego się zupełnie nie spodziewała.  Lubiła Ellightona, ale jak przyjaciela. Rozwinęła drugą karteczke:

"Najdroższa Laurko, 
Przy tobie czuje się niesamowicie i tak poprostu super.  Niestety nie jestem dobry w te klocki, chociaż to dziwne,  bo pisze piosenki... Ale nie ważne. Mam nadzieje, że przy mnie czujesz coś równie nie zwykłego,  gdy jestem w pobliżu. ~Twój Riker Lynch.

Brunetka nie wiedziała co ma robić. Nie chciała się umawiać z jednym i z drugim. Postanowiła,  że im powie, delikatnie i spokojnie.

Parę dni później,  po domu Laury rozległ się dzwonek do drzwi. Okazało się, że to Riker  z bukietem białych i czerwonych róż.
-Cześć piękna to dla ciebie- wręczył dziewczynie kwiaty i pocałował w policzek.
-Oh... Riker, te same kwiaty od tygodnia... Nie trzeba było- chłopak puścił jej oczko i rozsiadł się na kanapie. Lau,  gdy napełnia dzbanek wodą, ponownie zadzwonił dzwonek. Tym razem przyszedł Ell. Z tym samym bukietem co Riker. Poszedł do salonu i...
-A ty co tu robisz?!- chłopcy zaczęli krzyczeć.
-Co Ja tu robię?!  Co TY tu robisz?!
-Pierwszy spytałem!
-Przyszedłem do Lau- i tak do znudzenia, aż znowu zadzwonił dzwonek.
-Kto tym razem?!- dziewczyna uniosła ręce w celu spytania stwórcy. Tym razem Ross.
- Hej Lau chciałem Ci coś powiedzieć... Czy to Riker i Ell tam tak krzyczą?
-A tak. Kłócą się chyba o mnie. Blondyn odrazu posmutniał.
-Oh,  to może ja juz pójdę.- juz wychodził kiedy z jego tylnej kieszeni wypadła karteczka.
-Poczekaj co to?- spytała i otworzyła karteczkę. Zaczęła czytać na głos.
-Dla mojej ukochanej Lau. 
"Crazy 4 U"

I played it safe
I kept my foot up on the brake
I never really took a chance in life
And didn't live for today.

Oh girl, and then I met you
Opened my eyes to something new.
You know you set me free like no one else
And got me actin' a fool.

Don't you know changed my life,
Girl cause now I'm livin'
And it feels so right, yeah

[Chorus:]
You got my heart beat pumpin'
And its going insane
You got me jumping outta aeroplanes, whoa
And that's why...
I'm crazy its true
Crazy 4 U
You got me base jump livin'
And I can't look down
You know you short circuit my brain
I can't lie...
I'm crazy its true
Crazy 4 U

Midnight dipping in the pool,
Or sneaking out up on the roof
You're unpredictable and girl that's what
That's what I love about you

Don't you know you changed my life,
Girl, cause now I'm livin'
And it feels so right, yeah

[Chorus]

No I didn't lose my mind when I fell for you (without a parachute)
And I'm gonna love you girl like you never knew (whoa)

Don't you know you changed my life
Girl cause now I'm living
And it feels so right, yeah...

-Piękna... - tylko tyle mogła powiedzieć.
-Bo jest o Tobie... Lau ja wiem, że to głupie,  ale ja ciebie tak bardzo kochmm- nie dokończył, bo Laura go pocałowała. Całowali się coraz to namiętniej,  ale...
-Ej,  a co z nami?!- zapytali równocześnie. W tej chwili weszła starsza siostra Lau- Vanessa.
-Rik. Van. Van. Rik- przedstawiła ich sobie a ci tylko spojrzeli na siebie i wyszli gdzieś razem. Po chwili dostała sms'a od siostry,  że wróci późno.
- Wszystko słodko, a co ze mną?!- rozpoczął Ell.
-Hmm. Co powiesz na Rydel?- brunet rozszerzył oczy i wybiegł z domu. W końcu Laura mogła pobyć sama z Ross'em.
-Więc...?- zapytała. Chłopak się uśmiechnął uroczo i obrócił ją dookoła własnej osi. Potem żyli długo i szczęśliwie...

Zapytacie skąd znam te historię?  Heh rodzice mi ją opowiadali.  A nazywam się Lena Lynch...

piątek, 13 marca 2015

"Hands of a clock only turn one way" by Ruby

Zmieniłeś się- najczęściej wypowiadamy gdy za czymś tęsknimy, czegoś nam brakuje. Znacznie rzadziej mówimy tak gdy ktoś zmienił się na lepsze. I może właśnie o to chodzi? Może czas potrafi zmienić tylko na gorsze a lepsi stają się tylko ci, którzy pokonali walkę z czasem? Ciężko jest naprawić to co zepsuł czas. Nie możemy go zobaczyć, dlatego nigdy przed nim nie uciekniemy. To jak ucieczka przed samym sobą i własnymi myślami...

Średniej postury blondynka przemierzała rodzinne miasto rozglądając się do koła. Kiedyś biegała tymi ulicami bez namysłu a teraz to miejsce wydawało jej się zupełnie obce. Niemal wszystkie budynki przybrały surowego, nowoczesnego wyglądu. Dawne, kudłate psy radośnie biegające między drzewami w parku zastąpiły perfekcyjnie obcięte pudle, majestatycznie kroczące po równiutko wykoszonej trawie. Blondynka zatrzymała się przed budynkiem w którym znajdował się Starbucks. Poprawiła włosy starannie spięte w kucyk, wygładziła ręką marynarkę w odcieniu pudrowego różu i weszła do środka.
-Vanilla Latte, poproszę- zwróciła się do ciemnowłosej dziewczyny stojącej za ladą.
Po zapłaceniu wzięła kawę w rękę i szybko obróciła się w stronę stolików. W tej samej chwili do lokalu wbiegła czwórka roześmianych chłopaków. Zwrócili sobą uwagę dziewczyny a po chwili jeden z nich popchnął drugiego na zaskoczoną blondynkę. Na szczęście kawa spadła na podłogę i ochlapała tylko buty dziewczyny. Za nim zdążyła cokolwiek zrobić przyjrzała się bliżej chłopakom, którzy dalej z przejęciem przyglądali się losom jej kawy i rzuciła: Wy się nigdy nie zmienicie.
Dopiero teraz trójka z nich ogarnęła się na tyle, żeby mocno uściskać swoją siostrę- byłą właścicielkę kawy.
-Rydel! Ty wróciłaś!- krzyknął jeden z nich z bananem na twarzy.
-No jak widać!- zaśmiała się rozkładając ręce.- A jemu co się stało?- zapytała wskazując na ślepo wpatrującego się w nią przyjaciela.
Wszyscy siedli przy stoliku zasypując siostrę pytaniami a Ellington, jej przyjaciel z dzieciństwa niegdyś taki wygadany teraz siedział cicho z miną dziecka, któremu przed chwilą odebrano ulubioną zabawkę.
-Czym ty je potraktowałaś?- zapytał w końcu wpatrując się w oczy dziewczyny.
-Ale o czym ty mówisz?- zapytała zdezorientowana tak bliską odległością chłopaka od jego twarzy.
-No o rzęsach, co ty z nimi zrobiłaś?
-Ell, to się nazywa tusz do rzęs.- wytłumaczyła z pewnego rodzaju rozbawieniem i wyższością w głosie.
-Kiedyś takich nie miałaś. Wolałaś biegać w koszulkach Rikera i w kucyku bez tych wszystkich metalowych pręcików, pamiętasz?
-Dorosłam, tobie też to zalecam.- powiedziała zgadując iż metalowe pręciki mają oznaczać wsuwki do włosów.

I tak wyszło, że zajęci rozmową wracali do domu tuż po zamknięciu kawiarni.
-Co Cię ugryzło, wróciła po kilku latach a ty zamiast się cieszyć zachowujesz się jakbyś chciał, żeby jak najszybciej znowu stąd wyjechała- powiedział Ross kiedy Rydel gadała z pozostałymi chłopakami w bezpiecznej odległości.
-Ona już nie jest taka jak kiedyś- odpowiedział Ellington.
-Przecież jest wesoła jak dawniej, kocha kawę i ciasteczka, komedie, śpiew, piłkę... w czym się niby zmieniła?
-Nie wiem, zmieniła się.- uparcie przekonywał zakładając ręce.
     
 Następne dni jak za dawnych czasów spędzali w piątkę. Ellington i Rydel próbowali ze sobą rozmawiać, ale zawsze kończyło się to kłótnią. Nie potrafili znaleźć wspólnego języka... a tak na prawdę, to chyba zgubili go gdzieś po drodze. Jako dzieci potrafili przegadać ze sobą cały dzień i jeszcze wysyłać sobie sms-y w środku nocy. Teraz wyglądali jakby dzieliło ich kilka lat a przecież tak na prawdę byli w tym samym wieku. Z tym, że teraz tylko on potrafiłby do niej zadzwonić i spytać o godzinę. Oboje pamiętali każdą wspólnie spędzoną chwilę i w tajemnicy przed sobą pragnęli, żeby wróciły ich dawne relacje.

  W końcu Ellington wpadł na kolejny genialny pomysł. Poszedł do dziewczyny z pretekstem "wizyty u kolegów" i po drodze zastał ją w ogródku.
Nawet nie powie "cześć"- pomyśleli oboje. W końcu przerwał ciszę i...
-Hej Delly, dzisiaj dzień mokrego podkoszulka.- powiedział Ell i rzucił w dziewczynę balonem wypełnionym wodą.
-Moja nowa bluzka!- zapiszczała. -Idioto! Wiesz ile ona kosztowała!- krzyczała próbując wytrzeć ją chusteczką. Za to zrezygnowany Ellington wyszedł z pokoju kręcąc głową zawiedziony tą sytuacją.

Dawna Delly nie płakałaby z powodu mokrej bluzki. Dawna Delly zdjęłaby ją na środku podwórka i jak chłopak biegałaby w samych szortach. Cóż, trudno dziwić się komuś kto wychował się z czterema braćmi.
Ciekawe jakby taka sytuacja wyglądała teraz przyjmując, że Rydel nie zaczęłaby piszczeć i płakać. Chłopak zaśmiał się na samą myśl o tym. Może jednak nie wszystko zmieniło się na gorsze?- pomyślał.
Poszedł do sklepu gdzie kupił kolorowe pianki, takie jakie zawsze jedli w dzieciństwie i wrócił do domu Lynchów gdzie na kanapie zastał Rydel oglądającą jakiś film.
-Mogę się przyłączyć?- zapytał z uśmiechem.
-A dostanę piankę?
-Ile tylko zechcesz- odpowiedział.
-No to możesz- odpowiedziała.
Chłopak otworzył paczkę pianek i teraz po kolei podrzucał je w górę i łapał.
-Nie umiesz jeść normalnie?- zapytała poirytowana gdy nie wszystkie pianki trafiały do ust chłopaka, niektóre z nich lądowały na niej.
-Umiem, ale tak jest zabawniej -wytłumaczył i począł rzucać w dziewczynę piankami. Te tylko odbijały się od jej nosa i lądowały na kanapie.
-Widać nie wszyscy tak potrafią -stwierdził. Rydel za to z chytrym uśmieszkiem wskazała na telewizor, na którym przystojny mężczyzna karmił swoją idealną dziewczynę truskawkami. Ellington załapując aluzję włożył piankę do ust dziewczyny z niepewną miną mówiącą "dobrze to robię?". Rydel za to ze szczerym uśmiechem pokiwała twierdząco głową. Niestety wszystko, a już paczka pianek w wyjątkowo szybko się kończy. Oboje przypomnieli sobie o filmie, który mieli oglądać więc teraz oboje zaczęli śledzić losy bohaterki zakochanej w dwóch chłopakach na raz, która jak na złość nie potrafiła wybrać żadnego z nich. Jednak pod koniec filmu Anastasia zdecydowała się na Patrica i jak na każdy, porządny film przystało para zaczęła się namiętnie całować. Ku zawstydzeniu blondynki  wcale nie zamierzali przestać a Ellington pokazał palcem na telewizor tak jak wcześnie zrobiła to Delly i dał jej kuksańca w bok. Jednak ona niewzruszona dalej oglądała coraz to pikantniejsze pocałunki pary i coraz to częściej Ellington szturchał ją zaczepnie z uśmiechem na twarzy. W końcu przewracając oczami, ale z uśmiechem odwróciła się do chłopaka i wbiła się w jego usta.

                                               
Hej, imbryczki! :D Co do tytułu to jest on cytatem z piosenki "Little Me" ;)
Co do OS wiem... beznadzieja, nie miejcie do mnie żalu... z brakiem weny tak czasem bywa. Dzięki, że przeczytaliście i zapraszam do zakładki "Propozycje". Serio, włazić tam, może coś mnie zainspiruje :D

czwartek, 19 lutego 2015

One Shot "To tylko seks" ~Jools

Pewna brunetka, zwana - Laura Marano, pokłóciła się ze swoim chłopakiem Bradley'em. Podobnie jak pewien blondyn, niejaki Ross Lynch ze swoją dziewczyną Ashley. Obydwoje mają status single.

Jednego dnia Laura miała odebrać z lotniska Ross'a i dostarczyć go do Hollywood Records. To był jej zawód. Miała jego zdjęcie, więc bez problemu go odnalazła. 40 minut później siedzieli juz w biurze. Przez ten czas zdążyli się zaprzyjaźnić.

Tego samego dnia pod wieczór siedzieli razem na kanapie oglądając film. Ross ubrany był w luźne szorty i podkoszulek. Lau natomiast krótka sukienkę. 
-... No i zerwał ze mną, bo to niby ja go ciągle zaciągam do łóżka. Co jest nieprawdą! No może, ale czasami. No bo to w końcu seks, czasem go potrzeba. - Laura kończyła swoją historię zerwania z Bradley'em i kończyła 2 butelka piwa. Tak samo Ross. 
-Wiem o czym mówisz. Ashley to samo. No a seks jest jak gra w tenisa. - powiedział i skończyło im się piwo. 
-Chcesz jeszcze piwa? - zapytała Laura. Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową. Brunetka wstała i pochyliła się po kapsel od butelki. Blondyn przejechał po ciele dziewczyny męskim okiem. Nie przestawał się gasić, nawet jak szła do kuchni. Jej ciało było takie ponętne ~zdaniem Ross'a. 
-Lau... Zagrajmy w tenisa! 
-Co? 
-Chce się z Tobą kochać. - powiedział patrząc na nią z pożądaniem. 
-Kocha się z miłości, uprawia seks dla przyjemności. - zacytowała dziewczyna. 
-No to uprawiajmy seks. 
-Nie jesteśmy aby za starzy na seks bez zobowiązań? 
-Nie no co ty? - machnął ręką. 
-Przysięgnij na mały palec! - rozkazała brunetka. 
-Ale co? 
-Zero emocji i zobowiązań. Tylko seks. - powiedziała i wyciągnęła mały palec w stronę blondyna. 
-Przyrzekam.- po świętej obietnicy chłopak pocałował ja namiętnie i z pożądaniem. W jednej chwili Lau podskoczyła i objęła go w pasie nogami, zaś chłopak złapał ja pod udami. Kierowali się do sypialni, po drodze gubiąc ubrania. Całkiem nadzy wylądowali na łóżku. Ona pod nim. Cały czas się namiętnie całując. Chłopak nagle się gwałtownie oderwał od "przyjaciółki". 
-O cholera! Zapomniałem gumek! - Biorę tabletki.-powiedziała i wpiła się chłopakowi w usta. 
Nie przestając się całować, Ross delikatnie rozszerzył jej nogi. Po chwili wszedł w nią, powodując jęk dziewczyny. Poruszał się w niej powoli u delikatnie. Nie chciał, aby ją coś bolało. Laure powoli nudziła ta zabawa, więc bez ostrzeżenia znalazła się nad nim.  Cały czas go namiętnie całowała. Byli prawie u szczytu, kiedy Ross niespodziewanie kichnął dziewczynie prosto w twarz. 
-Co to było? - spytała zdezorientowana dziewczyna.
-Przepraszam. Jak dochodzę to kicham... - uśmiechnął się uroczo. 
-Czyli mam rozumieć, że Ci dobrze? I na zdrowie. 
-Jesteś cudowna. I dziękuję.

Po jakimś czasie, obydwoje mieli orgazm. Ross leżał na brunetce i całował po szyji, aż w końcu schodził coraz niżej. 
-Em.. Ross to chyba nie jest dobry... - chciała coś powiedzieć, lecz Ross jej przerwał. 
-Spoko... To tylko przyjacielska minetka... Znam się na tym. 
Po chwili Laura zaczęła krzyczeć. - Co jest?! Ugryzłem cie?! - spytał przerażony blondyn. 
-NIE! NIE PRZESTAWAJ!!

Teraz Laura miała zająć się Ross'em. 
-Dobra. Pozwól, że Cię pokieruje. Niektórzy zaczynają powoli. - chłopak dalej mówił, jednak brunetka była już pod kołdrą. - ALE TY OD RAZU MOŻESZ IŚĆ NA CAŁOŚĆ!!-dokończył kiedy Laura się nim bawiła. Po chwili Ross kichnął. Dziewczyna wyszła spod kołdry. 
-Znam się na tym. - powiedziała i cmoknęła go.

Od tamtego czasu minęło parę tygodni. Przez ten czas nasza para bohaterów spotykała się dla seksu. Obecnie Ross jest w pracy. Rozmawiał ze swoim kolegą z pracy Calum'em. Był rudym, wysokim mężczyzną, który.. No cóż... Był gejem. 
-Zakochałeś się w niej. -stwierdził Cal. 
-No mówię ci, że nie. Ona jest inna.. 
-Ale w jaki sposób inna... Inna, że jest facetem i ma w spodniach... 
-NIE! Ona jest moją przyjaciółką. 
-Przyjaciółka od seksu? Stary to nie przejdzie. Prędzej czy później się w niej zakochasz. Ja tak miałem. Dlatego zostałem gejem. A może ty... - chciał go objąć ramieniem jednak Ross szybko wstał. 
-Taa.. Wolę Laure... - powiedział, lecz szybko zorientował się co powiedział. - Znaczy! 
-Yhym. Wiedziałem. Dobra! Nie ważne. Ja spadam. Pa!

Laura w tym czasie rozmawiała ze swoją mamą. Ellen należała do typu - zajebista mamuśka. 
-Zakochałaś się w nim. 
-Mamo! Wcale nie. To mój przyjaciel. 
-Oo tak... Przyjaciel od seksu. Też przez to przechodziłam. Później wyjechałam do Hiszpanii, tam poznałam twojego tatę. 
-Ej! Mówiłaś, że tata był z Włoszech. 
-No... Nie pamiętam... 
-Jesteś fatalną matką wiesz? - zaśmiała się Laura. 
-Za ten tekst byś miała szlaban... Ale jestem fatalną matką.- teraz obie się śmiały, a po chwili się przytuliły. 
-O! Mam pomysł. Chodź, wyjedziemy sobie na biwak. Zrobimy ognisko. Z prawdziwym ogniem!-krzyknęła wesoło kobieta. 
-oj mamo... Dobra. Ale obiecaj, że nie będzie jak ostatnio. 
-Obiecuje.

Jednak Ellen nie dotrzymała słowa. Z tego wszystkiego napisała  SMS do Ross'a.

"Wystawiła mnie... Znowu.... "~Laura

Długo nie czekała na odpowiedź.

" Auć... To może pojedziesz ze mną do L.A? "~Ross

Laura postanowiła do niego zadzwonić. 
-Nie chce ci psuć wyjazdu. Po za tym znajdę sobie jakiegoś faceta i tyle... 
-Możesz się kochać tylko ze mną.... Znaczy... No proszę... - dziewczyna tylko ciężko westchnęła. Tak o to znaleźli się w samolocie. 
Nasi bohaterowie właśnie wchodzili do rodzinnego domu Ross'a. 
- Ross! Braciszku! - podeszła do nich uśmiechnięta blondynka. - A kto to? Twoja dziewczyna? - spytała. 
-Oh nie. To moja przyjaciółka. - powiedział blondyn. 
-A no tak... Dziewczyny by tu nie przyprowadził. - zaśmiała się blondynka. - Jestem Rydel. Starsza siostra Ross'a. - powiedziała z uśmiechem i podała jej dłoń. 
-A ja Laura. Miło mi. - uścisnęła jej dłoń z uśmiechem. Do salonu wszedł ojciec Ross'a i Rydel. 
-Kogo moje stare oczy widzą? Tosz to mój syn. - powiedział z uśmiechem mężczyzna. - Jestem Mark. Ojciec tego chłystka. - zaśmiał się Mark. 
-Jestem Laura. Ma Pan przepiękny dom. 
-Wujek Ross! - do salonu wbiegł chłopiec, na ok. 9 lat. Ubrany był w garnitur i cylinder. Zupełnie jak zawodowy iluzjonista. 
-Jake! Tu jesteś mistrzu - wziął chłopczyka na ręce i skierował się do Laury. - to syn Rydel i mój bratanek. A to Laura. - ostatnie zdanie skierował do małego bruneta. 
-Dzień dobry! Ognia? - spytał chłopiec Laure. 
-Em... Dziękuję nie pale. 
-No co ty? To tylko iluzja. - powiedział uśmiechnięty Ross. 
-Dziękuję, z przyjemnością zapale. - powiedziała Laura i nachyliła się do Jake'a, zaś dłoń uniosła przed ustami trzymając niewidzialnego papierosa. Chłopiec zrobił z ręki zapalniczke i nagle z nikąd pojawił się ogień. Ogień, który zajął nawet marynarkę chłopca. Doszło do tego, że Ross ją gasił.

Rydel i Laura bardzo szybko się zaprzyjaźniły. Na chwilę obecną oglądały zdjęcia rodzinne Lynch'ów śmiejąc się głównie z Ross'a. 
-Hahah! O matko! Czy to fryzura na Bruna Marsa?! Hahaha! - śmiała się Laura. 
-Hehe tak. Wtedy miał z 17 lat? Miał na jego punkcie fioła. Raz była taka sytuacja 
, że ciągnął pianino przez pół miasta. Haha. 
-Nie wierzę... - zaczęła brunetka, lecz do pokoju wszedł blondyn. 
-W co nie wierzysz? - spytał blondyn. Dziewczyny tylko spojrzały na siebie i wybuchły śmiechem. -  Okey...?

Laura siedziała właśnie w pokoju gościnnym. Nagle do pomieszczenia wszedł Ross w samym szlafroku. 
-Co chciałeś? - spytała miło brunetka. 
-Ciebie. - powiedział blondyn.- No znaczy no kochajmy się. - powiedział bez krępacji. 
-Ross. .. To chyba nie jest dobry pomysł. Ja... Ja chcę znowu chodzić na randki. - powiedziała nie pewnie. 
-Ze mną? - spytał ze zdziwieniem, a jednocześnie z nadzieją. 
-Em... No znaczy chce znaleźć miłość. Chce się zakochać. Rozumiesz? 
-Oh... Znaczy... No pewnie tak jasne, że rozumiem, ekhem. Czyli, że nici z seksu - zapytał smutno chłopak. 
-Taa... Ale możemy pośpiewać, hm? Znasz to? Today I don't feel like doping  anything... - zaśpiewała kawałek, po czym zaczęła się śmiać. 
-O boże! Ja juz nawet  nie pamięt...I just wanna lay in my bed... - zaśpiewał kawałek. Podszedł do tymczasowego łóżka Laury i położył się obok. Dziewczyna przesunęła się bliżej blondyna i oparła głowę o jego ramię. - Meet a really nice girl have some really nice sex. - zaśpiewał ponownie i spojrzał na dziewczynę. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Wkońcu pocałowali. Tym razem całowali się inaczej. Bardziej wkładali w te pocałunki uczucia, niż pożądanie. Z każdą chwilą pogłębiali pocałunki, aż doszło do tego, że polubili ubrania. Ross w nią wszedł, co zkwitowała jękiem. Tym razem to nie był typowy seks. Oni się wręcz kochali. Wykończeni zasnęli. Gdy było już grubo po północy Ross się przebudził i wyszedł do swojego pokoju.

Rano Ross rozmawiał z Rydel właśnie o Laurze. 
-Ale Ross! Ja widziałam jak wychodziłeś od niej z pokoju. Uciekłeś jakbyście właśnie skończyli... No wiesz... Lubisz ją i to w ten sposób. - uśmiechnęła się Rydel. 
-Nie? To moja przyjaciółka i tyle. Nie mógłbym być jej chłopakiem... Ona ma problemy z emocjami. A ja nie umiał bym ich rozwiązać.

Laura siedziała na kanapie we własnym mieszkaniu. Potem jak Ross powiedział, że ma problemy z emocjami zostawiła karteczkę z pożegnaniami i wróciła do domu. 
Blondyn próbował się do niej dodzwonić jednak, ta cały czas odrzucała. Wkońcu nie wytrzymał i pojechał do niej do domu. 
-Dlaczego nie odbierałaś? Martwiłem się o ciebie. - powiedział czule chłopak. 
-Nie słyszałeś, że mam problemy z emocjami, których nikt nie potrafi rozwiązać?! - spytała z goryczą w głosie. 
-Ale jak ty...? 
-Jake chciał mnie przeciąć na pół, więc byłam w tej skrzynce. - powiedziała zakładając ręce na pierś. 
-Ja... To powiedziałem, żeby sióstr się odczepiła. Przysięgam. - podszedł do brunetki jednak ta się odsunęła. 
-Teraz to już nie ważne.  Jaki tak spróbuję coś tym zrobić. - powiedziała i wskazała głową na drzwi. Wyszedł natomiast Laura starała się zasnąć, jednak przerwał jej dzwoniący telefon. 
-Halo? - powiedziała zaspanym głosem. - Mam Cię odebrać z lotniska?! Jest noc, cholera jasna! Dobrze, mamo juz jadę.

Była już na lotnisku, gdy nagle rozbrzmiała muzyka. Zobaczyła Ross'a z gitarą. Zaczął śpiewać.

I don't wanna be famous,
I don't wanna be if I can't be with you.
Everything I eat is tasteless,
Everything I see don't compare to you.
Paris, Monaco, and Vegas,
I'd rather stay with you.
If I had to choose!
Baby you're the greatest,
That I could ever think to lose.

And I just wanna be with you.
Yeah, I can never get enough!

Baby I'd give it all up up,
I'd give it all up, if I can't be with you
All of this stuff, sucks,
yeah all of it sucks, if I can't be with you.
And, no oscar, no grammy, no mansion in Miami.
The sun don't shine the sky ain't blue,
If I can't be with you.

I can sail around the whole world,
Still won't find a place,
As beautiful as you girl,
And really who's got time to waste?
I can't even see a future,
Without you in it, the colors start to fade,
Ain't no way I'm gonna lose ya,
Nobody in the world could ever take your place.
No, the kind you can't replace.

Yeah, I can never get enough!

Baby I'd give it all up up,
I'd give it all up, if I can't be with you
All of this stuff, sucks,
yeah all of it sucks, if I can't be with you.
And, no oscar, no grammy, no mansion in Miami.
The sun don't shine the sky ain't blue,
If I can't be with you.
If I can't be with you,
If I can't be with you.

(If I can't be with you) If I can't be with you, oh
(If I can't be with you) ooh, oh this sucks.

If I can't be with you!

All of this stuff, sucks,
yeah all of it sucks, if I can't be with you.
And, no oscar, no grammy, no mansion in Miami.
The sun don't shine the sky ain't blue,
If I can't be with you.
If I can't be with you,
If I can't be with you.
With you.

Gdy skończył stał twarzą w twarz z Lau. 
-Co ty robisz? - spytała dziewczyna. 
-Próbuje cie odzyskać.... Bo cię kocham. - powiedział i klęknął przed nią na jedno kolano. 
- Oh... Nie, nie, nie, nie, ni... 
-Cicho. Nie oświadczam co się. Jeszcze nie zwariowałem. -  zaśmiał się chłopak. - Czy znowu będziesz się do mnie odzywać? - spytał patrząc jej w oczy. 
-Wstań. - poprosiła Laura. - pod jednym warunkiem. 
-Jakim? - spytała z uśmiechem. 
-Pocałuj mnie. 
-Co? 
-Nie proszę o jakieś... Mmm... - przerwał jej pocałunkiem.

Raura szła ulicą. 
-Czyli co? Pięć randek  tak? - zapytał blondyn. 
-Na to wygląda. - powiedziała z uśmiechem. 
-Tiaa... Chrzanić to! - powiedział i wpił jej się w usta. 
_______________________________
OS jest mój na podstawie filmu. I dziękuję moje siostrze bliźniaczce DiDi. ;* nic nie słyszę xd

Do napisania ;*