wtorek, 10 lutego 2015

One Shot "Prosto w serce"

Laura Marano. 18 letnia córka Damiano Marano - najbardziej groźnego i poszukiwanego gangstera w całym Los Angeles. Była mądra, piękna, ale też zadziorna. Nie lubiła być ustawiana po kątach. Zawsze sobie radziła sama. Świetnie posługiwała się bronią palną. Dla niej ojciec był poprostu ojcem. Kochający, troskliwy, opiekuńczy. Dla innych... No cóż...

Pewnego dnia Laura przechodziła obok gabinetu ojca. Usłyszała nie znany jej głos. Znała każdego członka gangu ojca. Jednak tego głosu nie rozpoznała. Podsłuchała kawałek rozmowy, z której wynikało, że ten chłopak to nowy członek gangu. Postanowiła, że wejdzie.
-No proszę, proszę. Świeża krew w szeregach? - spytała opierając się niedbale o framuge drzwi.
-Cześć córcia. To Ross Lynch. Nowy członek bandy. A to Laura moja córka.
-Miło mi! Jestem Ross. Ale możesz mi mówić - twój jedyny - powiedział po czym pocałował ją w rękę.
-Wow! Tata nareszcie sobie kogoś porządnego znalazłeś! Mów mi Lau. -  powiedziała i się ślicznie uśmiechnęła.
-No i taka jedna sprawa... Będzie dzielił z Tobą pokój...

Minął miesiąc. Ross dalej dzielił pokój z Laurą. Nie jednokrotnie doszło między nimi do pocałunku. Lau doskonale wie, że Ross jest w niej po uszy zakochany.
Tego dnia mieli iść na "misję". Odebrać jakiś towar.
Przyjechali pod stary magazyn. Laura podeszła do bagażnika, z którego wyciągnęła dwa pistolety. Wbiegła do środka budynku i... Jedna wielka rzeź. Gdy upewniła się, że teren jest czysty, podmuchała lufę.
-Wow! Z dnia na dzień kocham Cię jeszcze bardziej. - powiedział bez skrępowania blondyn patrząc na krew.
-Się nie dziwię.- zaśmiała się dziewczyna.
-A ty? - spytał podchodząc do niej. Bardzo blisko.
-Aale co ja? - zająkała się brunetka.
-Kochasz mnie? - spytał zbliżając twarz do jej  twarzy.
-Ja.. - zaczęła, lecz nie dokończyła. Została postrzelona w samo serce. Chłopak wezwał szybko karetkę. A sam próbował zatamować krwawienie.
-Nie błagam! Nie rób mi tego! Nie możesz! Kocham cię! I ty mnie też kochasz! Wiem to! Laura słyszysz?! Otwórz oczy! Zaraz będzie karetka maleńka! Wytrzymaj!

Ross siedział w poczekalni. Był strasznie zdenerwowany. Miał całe czerwone oczy i niespokojny oddech. Z sali wyszedł lekarz.
-I co z nią?! - spytał szybko blondyn.
-No jakby to panu...? Egh... Bez transfuzji krwi pacjentka nie przeżyje. Przykro mi. - powiedział lekarz.
-Chce być dawcą krwi! - powiedział bez zawahania chłopak.
-Jest  Pan pewny? To może być duże ryzyko.
-Tak! Jestem w 100% pewny.
-Dobrze, a więc zapraszam.

Laura powoli otwierała oczy. Znajdowała się w jakimś białym pomieszczeniu. Przekreciła głowę w bok. Zobaczyła śpiącego Ross'a na drugim łóżku. Chłopak po chwili się obudził.
-Hej maleńka. - powiedział słabym głosem.
-Cześć blondyneczko - uśmiechnęła się.
-Odpowiesz mi w końcu? - spytał chłopak wstając i siadając na jej łóżku.
-Ale na co? - chłopak tylko chwycił ją za rękę i spojrzał w oczy.
-Kochasz mnie? Bo ja ciebie bardzo. - powiedział ściskając jej dłoń.
-Ja ciebie jeszcze bardziej. - uśmiechnęła się. Pocałowali się. Bardzo namiętnie.

Miesiąc później Raura siedziała w więzieniu. Wzięli całą odpowiedzialność na siebie. Siedzieli na ławce. Znaczy Ross. Laura mu na kolanach. Całowali się. Nagle Ross usłyszał helikopter. Bardzo blisko.
-Co to? - zapytał przerywając pocałunek. Dziewczyna się tylko uśmiechnęła.
-Tata. - powiedziała. Po chwili jedna ze ścian w ich celi została zburzona. W taki oto sposób uciekli. Nikt nie wie gdzie. Wiadome było, że są razem. Gdzieś daleko. Koniec.

______________________________

Siemson! Tu Jools!
Pamiętajcie jak jest siemson to Jools do was pisze.
Kolejny blog i tym razem z kimś. 
Ten One Shot taki trochę z dupy i krótki, ale się poprawie! Obiecuje!

Do napisania ;*

3 komentarze: